Wersja mobilna | Wersja domyślna
Forum kibiców Sandecji Strona Główna
 
 
 
Użytkownik:
Hasło:
Autologin:



Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: internacionale
Nie Wrz 05, 2021 12:26
Podziemie Niepodległościowe 1944-1956
Autor Wiadomość
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 18:05   Podziemie Niepodległościowe 1944-1956

Z racji robienia się małego zamieszania tematycznego w dziale "Historia - ogólny temat" wyszczególniłem kilka tematów historycznych które są najbardziej wiodące na naszym forum.

Zatem piszemy tutaj na powyższy temat :)

Sławomir Poleszak, Rafał Wnuk

Zarys dziejów polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956



Podziemie niepodległościowe istniejące w latach 1944-1956 na terytoriach II Rzeczypospolitej oraz przyłączonych do Polski po upadku III Rzeszy w znakomitej większości było bezpośrednią kontynuacją organizacyjną i ideową konspiracji okresu II wojny światowej. Stosowane w literaturze przedmiotu rozróżnienie na podziemie antykomunistyczne oraz antynazistowskie (antyniemieckie) wynika z przyjęcia układu chronologiczno-geograficznego, a nie z analizy założeń programowych i działalności organizacji konspiracyjnych. Nadrzędnym celem głównych nurtów polskiego podziemia było odzyskanie suwerennego państwa. Z tej perspektywy narodowość czy ideologiczne oblicze okupanta schodziły na dalszy plan. Wyjątek stanowiło działające pod okupacją niemiecką polskie podziemie komunistyczne, którego cel podstawowy - budowa dyktatury komunistycznej - mógł być zrealizowany jedynie w warunkach utraty suwerenności i podporządkowania kraju Związkowi Radzieckiemu. Dlatego polskiej konspiracji komunistycznej, bez wątpienia antyniemieckiej, nie sposób uznać za ruch niepodległościowy.

Podczas okupacji niemieckiej najbardziej wpływowy i najliczniejszy nurt podziemia niepodległościowego stanowiły podlegające rządowi RP na uchodźstwie agendy Polskiego Państwa Podziemnego. Państwo to tworzyła cała gama partii, ruchów i środowisk społecznych. Na jego strukturę składały się: Rada Jedności Narodowej - złożona z kilku najważniejszych ugrupowań politycznych, konspiracyjny aparat administracyjny - Delegatura Rządu RP na Kraj oraz licząca ponad 300 tys. członków Armia Krajowa. Wyłącznie ona miała mandat rządu RP na uchodźstwie, a dowództwo sił zbrojnych w Londynie jedynie żołnierzy tej formacji uznawało za żołnierzy Wojska Polskiego. Afiliowane przy podziemnych stronnictwach politycznych formacje wojskowe (Bataliony Chłopskie, Narodowe Siły Zbrojne, Polska Armia Ludowa itp.) uznawane były za „wojskówki” lub „milicje”, czyli zbrojne przybudówki partii politycznych, pozostające poza strukturami WP. Do 1944 r. większość stronnictw podporządkowała swoje oddziały AK. Spośród liczących się formacji wojskowych z AK nie scaliła się jedynie część NSZ wywodząca się ze skrajnie prawicowego Obozu Narodowo-Radykalnego „ABC” (tzw. Narodowe Siły Zbrojne - Organizacja Polska, NSZ-OP) oraz komunistyczna Armia Ludowa.

W styczniu 1944 r. na Wołyniu wypierająca wojska niemieckie Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną granicę polsko-sowiecką i zetknęła się z atakującymi - w ramach akcji „Burza” - wycofujących się Niemców oddziałami AK. Po okresie współpracy z sowieckimi oddziałami frontowymi nastąpiły pierwsze rozbrojenia oddziałów AK, aresztowania dowódców, wcielanie obywateli polskich do Armii Czerwonej i podporządkowanych komunistom polskich formacji wojskowych. Scenariusz ten powtarzał się później wielokrotnie na wszystkich obszarach, przez które przetaczał się front. Takie postępowanie strony sowieckiej sprawiło, że na terenach wyzwolonych spod okupacji niemieckiej członkowie konspiracji niepodległościowej szybko zmieniali swoją ocenę roli ZSRR. Dotychczasowa mieszanina nadziei i niepewności, wyrażająca się w oficjalnym określaniu ZSRR jako „sojusznika naszych sojuszników”, ustępowała przekonaniu, iż nadchodzi czas kolejnej okupacji. Działania Sowietów wykazały jednoznacznie, że nie mają oni zamiaru tolerować jakichkolwiek niekontrolowanych przez nich organizacji polskich.

21 lipca 1944 r. Armia Czerwona sforsowała Bug, przekraczając narzuconą przez ZSRR i zaakceptowaną w Teheranie i Jałcie przez Winstona Churchilla i Franklina Delano Roosevelta nową granicę polsko-sowiecką. 22 lipca, w momencie zajęcia Chełma - pierwszego ważniejszego miasta po zachodniej stronie Bugu - moskiewskie radio podało komunikat o utworzeniu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. To zaprojektowane przez Józefa Stalina gremium otrzymało prerogatywy władzy wykonawczej. Związek Radziecki, który w kwietniu 1943 r. zerwał stosunki z rządem RP w Londynie, natychmiast uznał PKWN za partnera mającego prawo do administrowania krajem i reprezentującego Polskę na arenie międzynarodowej.

Po półrocznej przerwie, w styczniu 1945 r. wojska sowieckie znowu ruszyły do ofensywy i w połowie tego miesiąca Niemcy zostali wyparci niemal z całego terytorium przedwojennej Polski. Formalne przesłanki, dla których powołano AK, przestały istnieć. Pozostawanie w podziemiu stworzonej do walki z Niemcami organizacji mogło być i było interpretowane przez Stalina jako wymierzone przeciwko Armii Czerwonej, a zatem sprzyjające Niemcom. Dlatego też 19 stycznia 1945 r. komendant główny AK gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” wydał rozkazy rozwiązujące AK. Warto poświęcić im więcej uwagi. W rozkazie skierowanym do wszystkich żołnierzy czytamy: „Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski przez Armię Czerwoną. Nie jest to jednak zwycięstwo słusznej sprawy, o którą walczymy od roku 1939. W istocie bowiem - mimo stwarzanych pozorów wolności - oznacza to zmianę jednej okupacji na drugą, przeprowadzoną pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach rosyjskich. [ ... l Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej Sprawy, triumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem. Zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi AK”. W tajnym rozkazie z tego samego dnia, skierowanym wyłącznie do najwyższych dowódców AK, gen. Okulicki nakazywał: „W zmienionych warunkach nowej okupacji działalność naszą nastawić musimy na odbudowę niepodległości i ochronę ludności przed zagładą. [ ... ]AK zostaje rozwiązana. Dowódcy nie ujawniają się. […] Zachować małe dobrze zakonspirowane sztaby i całą sieć radio. Utrzymać łączność ze mną i działajcie w porozumieniu z aparatem Delegata Rządu”'. Dokumenty te zamykały formalnie działalność AK, otwierając jednocześnie drogę do powołania nowej organizacji, opartej na zachowanej sieci dowództw i łączności. Pierwszy z rozkazów był apelem o kontynuowanie walki o niepodległość. Komendant główny AK wysyłał swym podkomendnych wyraźny sygnał, że walka - w innej formie organizacyjnej - będzie kontynuowana.

Choć od stycznia 1945 r. cały obszar II RP znalazł się pod kontrolą sowiecką, to warunki pracy konspiracyjnej były bardzo zróżnicowane. W szczególnie ciężkiej sytuacji znaleźli się Polacy na terenach włączonych do ZSRR. Podczas okupacji niemieckiej ruch podziemny na wschodzie kraju był zdominowany przez AK, występujące w Polsce centralnej zróżnicowanie nurtów konspiracyjnych nie miało tam miejsca. Wytyczona na mocy porozumienia między przedstawicielami PKWN i ZSRR z 27 lipca 1944 r. polsko-sowiecka granica szczelnie oddzieliła struktury AK funkcjonujące na obszarach sowieckiej Ukrainy, Białorusi i Litwy od dowództwa w Polce centralnej. Podtrzymywanie stałej łączności pomiędzy ziemiami włączonymi do ZSRR okazało się niewykonalne. Konspiracja polska funkcjonowała tu w warunkach daleko trudniejszych niż podziemie działające na terytorium powojennej Polski, co rzutowało na kształt organizacji.

Po aneksji ziem wschodnich II RP władze sowieckie dążyły do wysiedlenia stamtąd Polaków i wprowadzenia do opuszczanych mieszkań i gospodarstw Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. W rezultacie Polacy znaleźli się pod presją nie tylko władz sowieckich, ale i części niepolskiego otoczenia. Od sierpnia 1944 r. do maja 1945 r. głównym zadaniem rozformowywanej AK było podtrzymywanie morale ludności polskiej, wobec której nacisk wywierała organizująca wyjazdy do Polski centralnej i na ziemie poniemieckie administracja sowiecka. Na terenach włączonych do USRR, czyli w Galicji Wschodniej i na Wołyniu, na pierwszy plan wysuwała się obrona Polaków przed Ukraińską Powstańczą Armią, która mordując ludność cywilną, starała się zmusić tamtejszych Polaków do wyjazdu. Rozbrajanie przez wkraczającą od stycznia 1944 r. Armię Czerwoną oddziałów AK, zapewniających względne bezpieczeństwo ludności, doprowadziło do masowej ucieczki większości polskich mieszkańców. W drugiej połowie 1944 r. szkieletowa siatka AK istniała jedynie w zachodniej części Wołynia', podtrzymywała ona łączność kurierską z dowódcami wołyńskiej AK przybywającymi na Lubelszczyźnie'. W marcu 1945 r. funkcjonariusze NKWD aresztowali ostatnich dowódców wołyńskiej AK i ostatecznie ją rozbili.

Nieco dłużej przetrwało polskie podziemie w Galicji Wschodniej. Jesienią 1944 r. aresztowania dokonywane przez funkcjonariuszy NKWD i działalność zbrojna UPA zmusiły wielu członków AK do opuszczenia swych miejscowości i ewakuacji do tzw. Polski Lubelskiej (czyli terenów administrowanych przez PKWN). Główne siły partyzanckie lwowskiej AK przerzucone zostały na Rzeszowszczyznę'. Na ziemiach włączonych do USRR aktywność grup partyzanckich całkowicie zamarła. Istniały jedynie oddziały samoobrony, których zadaniem była ochrona przed UPA.

W styczniu 1945 r., po rozwiązaniu AK, polskie podziemie w Galicji Wschodniej zaczęło działać pod nazwą „Niepodległość” („NIE”). Na początku 1945 r. organizacja „NIE” zrzeszała 5-7 tys. ludzi. Z upływem czasu, na skutek wyjazdu ludności do Polski centralnej, kadra ta topniała. Postanowienia konferencji poczdamskiej, które przypieczętowały aneksję ziem wschodnich II RP przez ZSRR, spowodowały, że dowództwo „NIE” wydało rozkaz ewakuacji kadr z tzw. Zachodniej Ukrainy. Do października 1945 r. niemal wszyscy członkowie organizacji przedostali się do Polski w jej powojennych granicach. Ostatni dowódcy, w tym komendanci okręgów, wyjechali ze Lwowa w grudniu 1945 r. Część konspiratorów kontynuowała działalność w Polsce zachodniej i centralnej. W 1946 r. na Ukrainie polskie podziemie już nie istniało.

Odmiennie potoczyły się wydarzenia na ziemiach północno- wschodnich II RP. W lipcu 1944 r., gdy na Wileńszczyznę, Nowogródczyznę i Grodzieńszczyznę dotarły jednostki sowieckie, tamtejsze oddziały AK, liczące kilkanaście tysięcy żołnierzy, w ramach akcji „Burza” wystąpiły zbrojnie przeciwko Niemcom. Po okresie wspólnej walki dowódcy AK przystąpili do rozmów z oficerami Armii Czerwonej. Ich celem było uzgodnienie dalszej współpracy wojskowej. Jednak w końcu lipca 1944 r. wojska sowieckie rozpoczęły rozbrajanie jednostek AK; internowano i wywieziono w głąb ZSRR ponad 6 tys. akowców z tego terenu. Kolejne fale prowadzonych przez NKWD aresztowań, ucieczka części konspiratorów do Polski centralnej oraz rozpoczęta przez władze sowieckie tzw. repatriacja doprowadziła do znacznego uszczuplenia organizacji. O ile wiosną 1945 r. akowskie podziemie liczyło wciąż ok. 10 tys. ludzi, w tym niemal 2 tys. w stałych oddziałach partyzanckich, o tyle w połowie 1945 r. jego potencjał ocenia się na 2 tys. członków, z czego ok. 400 walczyło w oddziałach partyzanckich. Mimo to aktywność bojówek terenowych i oddziałów partyzanckich znacznie utrudniała instalowanie się administracji sowieckiej i opóźniała repatriację ludności polskiej z ziem włączonych do BSRR i LSRR.

Po podpisaniu kapitulacji przez Niemcy dowództwo podziemia polskiego na ziemiach północno-wschodnich doszło do wniosku, iż w ówczesnej sytuacji międzynarodowej dalsza walka zbrojna nie ma sensu, i wydało polecenie ewakuacji sił konspiracyjnych do Polski w jej granicach powojennych. Rozformowano część oddziałów partyzanckich, kilka przeszło na zachód z bronią w ręku. Decyzja ta nie doprowadziła jednak do przerwania działalności konspiracyjnej. Wielu Polaków, szczególnie mieszkających na wsi, nie chciało opuścić swoich gospodarstw i pozostało na ziemiach wcielonych do BSRR i LSRR. Zasilili oni trzy lokalne organizacje konspiracyjne, będące kontynuacją AK, które stawiały sobie za cel samoobronę ludności polskiej przed represjami NKWD oraz walkę z kolektywizacją.

Od jesieni 1945 r. na Nowogródczyznie - w rejonie Lidy i Szczuczyna - działał samodzielny, nawiązujący do AK Obwód nr 49/67. Jego komendantowi ppor. Anatolowi Radziwonikowi „Olechowi” podlegało kilka oddziałów partyzanckich, liczących łącznie ok. 100 żołnierzy, zapleczem zaś była siatka licząca 600-800 ludzi. Żołnierze Obwodu nr 49/67 likwidowali agenturę NKWD i aktywistów partyjnych, niszczyli tworzone w okolicach kołchozy. Dopiero wiosną 1949 r. grupy operacyjne NKWD zdołały rozbić główne siły partyzanckie, a w maju tego roku poległ ppor. Radziwonik. Późniejsze masowe aresztowania członków siatki terenowej oraz ludności wspierającej polską konspirację doprowadziły do rozpadu organizacji. Ostatnie grupy partyzanckie wywodzące się ze struktur kierowanych przez „Olecha” zlikwidowane zostały w latach 1952-1953.

Na Grodzieńszczyźnie latem 1945 r. powstała Samoobrona Ziemi Grodzieńskiej, w której szeregach działało 500-600 konspiratorów. Na jej czele stanął por. Mieczysław Niedziński „Men”. Siatce tej podlegało kilka oddziałów partyzanckich i bojówek terenowych, prowadzących intensywną działalność bojową przeciwko funkcjonariuszom i agentom NKWD. Do 1948 r. partyzanci Samoobrony zlikwidowali co najmniej sto osób związanych z sowieckim aparatem bezpieczeństwem. Wiosną 1948 r. poległ por. Niedziński, rozbito też podlegające mu główne siły partyzanckie. Ostatni partyzanci wywodzący się z Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej zginęli w walce na początku lat pięćdziesiątych.

Podobny charakter miała utworzona w 1946 r. Samoobrona Wołkowyska (rejon Zelwy i Wołkowyska), której założycielem i dowódcą był ks. Antoni Bańkowski „Eliasz”. Siatka ta liczyła 100-200 ludzi, miała też kilkunastoosobowy oddział partyzancki. Została rozbita przez NKWD latem 1948 r., kiedy aresztowano dowódcę i jego najbliższych współpracowników, przeprowadzono też operację likwidacji oddziału partyzanckiego.

Tak więc na ziemiach południowo-wschodnich II RP polska konspiracja przestała istnieć w połowie 1945 r., działalność partyzancka zaś po wejściu Sowietów nie została podjęta. Przyczyną szybkiego załamania się konspiracji był bez wątpienia szybki odpływ Polaków z tych ziem, spowodowany skumulowaniem się terroru UPA i nacisków administracyjnych ze strony Sowietów. Na obszarach nieobjętych wpływem nacjonalistów ukraińskich, czyli Kresach Północno-Wschodnich II RP, część ludności polskiej nie zdecydowała się na opuszczenie swych domostw. Tam polska konspiracja, od połowy 1945 r. zdecentralizowana, mająca charakter wyspowy, przetrwała do 1949 r. Ostatnie grupy partyzanckie zostały rozbite w latach 1951-1952, a pojedynczych partyzantów funkcjonariusze NKWD wyłapywali jeszcze w 1953 r. W sumie na ziemiach wcielonych do ZSRR zginęło z rąk sowieckich 3-4 tys. żołnierzy AK, a 20-25 tys. zostało aresztowanych lub internowanych.

O ile na zaanektowanych przez Związek Radziecki ziemiach wschodnich II RP polskie podziemie do końca pozostało organizacją o charakterze czysto wojskowym, nawiązującą wprost do AK, o tyle na terytorium Polski w powojennych granicach sytuacja była zdecydowanie bardziej skomplikowana. Po upadku powstania warszawskiego stosunek Sowietów do polskiej suwerenności i podziemia niepodległościowego nie pozostawiał najmniej szych złudzeń. Dowództwo podziemia zastanawiało się nad zmianą dotychczasowej linii postępowania. W grudniu 1944 r. Krajowa Rada Ministrów wydała uchwałę wzywającą do ograniczenia walki z Niemcami do niezbędnej samoobrony i nieujawniania się przed wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej', zaś komendant AK gen. Okulicki nakazywał tak przeorganizować pracę, by przygotować się do sowieckiej okupacji. Posunięcia krajowego dowództwa podziemia w dużej mierze stały w sprzeczności z wytycznymi płynącymi z Londynu. Premier rządu RP na uchodźstwie Stanisław Mikołajczyk oraz szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Stanisław Kopański dopuszczali co prawda ograniczenie działań przeciwko Niemcom, wykluczali jednak konspirowanie się wobec wkraczających Sowietów. Domagali się ujawnienia podziemnej administracji i głównych sił AK oraz rozformowania pozostałości organizacji. Rozbieżności pomiędzy krajowym podziemiem a rządem na uchodźstwie istniały praktycznie od początku okupacji, a z powodu fiaska akcji „Burza” i różnic co do dalszego postępowania znacznie się nasiliły.

Od niemieckiej klęski pod Stalingradem dowództwo AK poważnie brało pod uwagę możliwość zajęcia terytorium II RP przez Armię Czerwoną. W związku ze zbliżaniem się frontu do przedwojennych granic Polski i świadomością spenetrowania istniejącego podziemia przez komunistów, w kręgach dowódczych AK narodził się pomysł stworzenia równoległej do AK, elitarnej sieci konspiracyjnej przygotowanej do działań pod sowiecką okupacją. W drugiej połowie 1943 r. budowaniem organizacji „Niepodległość”, funkcjonującej pod kryptonimem „NIE”, zajął się gen. August Emil Fieldorf. Wybuch powstania warszawskiego i aresztowania na ziemiach zajętych przez Sowietów doprowadziły do przerwania łączności pomiędzy komórkami „NIE” i zdezorganizowały siatkę.

Przełom 1944 i 1945 r. przyniósł wiele istotnych zmian. 31 grudnia 1944 r. PKWN przekształcił się w Rząd Tymczasowy i natychmiast został uznany przez Związek Radziecki za prawowitego reprezentanta Polski na arenie międzynarodowej, co było poważnym ciosem dla rządu RP na uchodźstwie. Podczas ofensywy styczniowej działania AK miały ograniczony zasięg (akcja „Deszcz”). Na zajmowanych przez Armię Czerwoną terenach natychmiast instalowała się administracja Rządu Tymczasowego, tworzono rozbudowany aparat bezpieczeństwa. Ponieważ od stycznia 1945 r. AK znajdowała się w likwidacji, a organizacja „NIE” nie rozwinęła działalności, brakowało struktury, której zadaniem byłoby kierowanie walką. W efekcie na terenach, które przed styczniem 1945 r. doświadczyły obecności wojsk sowieckich i rządów komunistów, rozwiązanie AK potraktowano jako taktyczną zagrywkę i kontynuowano pracę konspiracyjną. Natomiast na zachód od Wisły, gdzie Armia Czerwona dotarła w wyniku ofensywy styczniowej, rozkaz likwidujący AK został w większości przypadków wykonany.

W pierwszych miesiącach 1945 r. we wschodniej części Polski wciąż istniały silne struktury podziemia poakowskiego. Wiosną 1945 r. w odpowiedzi na terror NKWD i UB odradzać się zaczęła konspiracja na obszarach położonych na zachód od Wisły. Wobec fiaska koncepcji „NIE” dowódcy rozwiązanej AK musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, co począć z posiadanym potencjałem organizacyjnym. Brano pod uwagę możliwość wybuchu nowego konfliktu światowego, jak też unormowanie międzynarodowej sytuacji i próbę budowy zgodnie z umową jałtańską suwerennego, demokratycznego państwa, w którym komuniści pełniliby rolę pełnoprawnych partnerów.

W lutym 1945 r. komendant AK gen. Leopold Okulicki i delegat rządu na kraj Jan Stanisław Jankowski przez pośredników otrzymali od marszałka Gieorgija Żukowa zaproszenie na rozmowy. Choć pozostało ono bez odpowiedzi, to na początku marca Sowieci znowu podjęli próbę zorganizowania rozmów. Po wahaniach strona polska przyjęła ofertę. 28 i 29 marca 1945 r. szesnastu zaproszonych na rozmowy przywódców polskiego podziemia (AK, RJN i Delegatury Rządu RP na Kraj) zostało aresztowanych i wywiezionych do Moskwy. Wiara w ułożenie wzajemnych partnerskich relacji została rozwiana. Możemy się domyślać, iż Sowieci liczyli na to, że wyeliminowanie przywódców doprowadzi do szybkiego załamania się konspiracji. Tak się nie stało. W dalszym ciągu działała zrekonstruowana Rada Jedności Narodowej, jak i Delegatura Rządu, zaś oddolny, wzmagany represjami opór nasilał się coraz bardziej.

Gen. Okulicki przed udaniem się na spotkanie z Sowietami na swego następcę wyznaczyły płk. Jana Rzepeckiego. W kwietniu 1945 r. zreorganizował on podległe mu siatki, doprowadził do rozwiązania „NIE” i wtopienia jej kadr do nowej organizacji, która od połowy maja 1945 r. funkcjonowała pod nazwą Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj. Rzepecki - podobnie jak pełniący obowiązki delegat rządu Stefan Korboński - był przekonany o konieczności kontynuowania prac konspiracyjnych. Obaj uznawali zwierzchność rządu RP na uchodźstwie, jednocześnie jednak zakładali, że w wypadku powstania politycznego ośrodka kierowniczego w kraju podporządkują mu się. DSZ objęła wyłącznie obszar Polski w powojennych granicach. Decyzje te pokazują ewolucję w gronie konspiracyjnych liderów. Zdawali sobie sprawę, że międzynarodowa pozycja rządu na uchodźstwie słabnie z każdym dniem i w niedalekiej perspektywie zostanie on całkowicie zmarginalizowany. Byli też przekonani o oderwaniu polskiego Londynu od krajowej rzeczywistości i wyrażali daleko idące wątpliwości co do możliwości dowodzenia konspiracją spoza Polski.

W tym czasie w kręgach przywódczych Polskiego Państwa Podziemnego dominowało przekonanie, że złudne jest liczenie na rychły konflikt sowiecko-anglosaski, a kontynuacja zbrojnego oporu nie ma sensu. Stąd liczne odezwy o rezygnację z walki zbrojnej. Używano przy tym argumentu, że II wojna światowa przyniosła tak dotkliwe straty, iż kolejne ofiary mogą zagrozić istnieniu narodu polskiego. Był to kolejny krok na drodze odchodzenia przez podziemne elity od konspiracji zbrojnej.

Przełomowe znaczenie miały wydarzenia rozgrywające się późną wiosną i latem 1945 r. Kapitulacji Niemiec nie towarzyszyły żadne oznaki zapowiadające rychły wybuch konfliktu pomiędzy dotychczasowymi aliantami. Liderzy podziemia szansy wyjścia z niezwykle trudnego położenia upatrywali w działaniach premiera rządu RP na uchodźstwie Stanisława Mikołajczyka. Lider ludowców w listopadzie 1944 r. podał swój gabinet do dymisji, wycofał Stronnictwo Ludowe ze wspierającej rząd koalicji i, popierany przez Churchilla, podjął rozmowy z komunistami. W czerwcu 1945 r. wziął udział w konferencji moskiewskiej, podczas której uzgodniono powstanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. 28 czerwca 1945 r. rząd ten się ukonstytuował. Siedemnaście tek - na dwadzieścia jeden - objęli w nim komuniści lub członkowie ugrupowań podporządkowanych Polskiej Partii Robotniczej. Mikołajczyk otrzymał tekę wicepremiera, popierający go ludowcy obsadzili trzy drugorzędne ministerstwa. TRJN na początku lipca został uznany przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, co odebrało rządowi RP na uchodźstwie mandat do działań na arenie międzynarodowej. Tym samym międzynarodową legitymację utraciły działające w kraju podziemne agendy tego rządu.

Członkowie Rady Jedności Narodowej, delegat rządu na kraj i dowódcy DSZ doszli do wniosku, że w tych warunkach postawa określana niekiedy jako „niezłomna”, sprowadzająca się do wierności rządowi londyńskiemu - pozbawionemu wpływów w świecie i z kurczącym się gwałtownie po przyjeździe Mikołajczyka do kraju poparciem społecznym - nie ma sensu, nie służy sprawie polskiej. 6 lipca 1945 r. rozwiązała się Rada Jedności Narodowe, a 6 sierpnia - Delegatura Sil Zbrojnych na Kraj. Wcześniej, w nocy z 28 na 29 czerwca, funkcjonariusze NKWD aresztowali delegata rządu Stefana Korbońskiego. Rozwiązanie DSZ przerwało formalną ciągłość stworzonej we wrześniu 1939 r. konspiracji.

Decyzja o rozwiązaniu DSZ nie oznaczała rezygnacji z wysiłków na rzecz odzyskania niepodległości przez Polskę, lecz wynikała z uznania nieprzystawalności dotychczasowych metod do bieżącej sytuacji. W sierpniu 1945 r. grono najbliższych współpracowników komendanta DSZ płk. Jana Rzepeckiego przygotowało projekt nowej organizacji. 2 września 1945 r. w Warszawie powołano Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji - „Wolność i Niezawisłość”, znany szerzej jako Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”. Jego twórcy uważali, że przyszłą walkę należy prowadzić środkami politycznymi, a kierować nią mogą jedynie ludzie pozostający w kraju. Co niezmiernie istotne, wychodzili oni z założenia, że odzyskanie przez Polskę suwerenności może się odbyć wyłącznie na zasadach wyznaczonych przez ustalenia jałtańskie, a sprawa polska powinna być załatwiona na drodze pokojowej, w porozumieniu ze Związkiem Radzieckim, Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią.

Twórcy WiN zakładali, że będzie ono tworem przejściowym, zostanie rozwiązane po wolnych wyborach do parlamentu. Zadaniem WiN nie było konkurowanie z istniejącymi partiami, lecz wspieranie wszystkich demokratycznych (niekomunistycznych) stronnictw politycznych w wysiłkach prowadzących do budowy niezawisłej, demokratycznej Polski. Autorzy koncepcji WiN deklarowali pełne poparcie dla Polskiego Stronnictwa Ludowego - jawnie działającej partii opozycyjnej, oraz dla pozostających w konspiracji działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej - Wolność, Równość, Niepodległość, Stronnictwa Pracy i Stronnictwa Narodowego.

Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” przejęło po DSZ kadrę, finanse, sieć łączności oraz podział terytorialny. Zniesiono nomenklaturę wojskową, dotychczasowych komendantów zastąpili prezesi, a różnego rodzaju jednostki terenowe (obwody, rejony itp.) przemianowano na komitety i rady. Oficerowie rozwiązanej Komendy Głównej stworzyli I Zarząd Główny WiN .. Kazimierz Krajewski trafnie zauważył: „likwidatorska i »ograniczeniowa« tendencja rozmijała się w znacznym stopniu z oczekiwaniami zarówno wśród kadry średniego szczebla byłej Armii Krajowej, jak i wśród jej szeregowych żołnierzy. Szybko okazało się, że proces rozformowywania pozostałych po AK struktur przebiega opornie, a z końcem zimy 1945 r. na znacznych obszarach Polski nastąpił wybuch powszechnego ruchu partyzanckiego, skierowanego przeciwko władzy komunistycznej.

Cywilno-polityczny model konspiracji udało się wcielić w życie jedynie w południowej części kraju (Obszar Południowy WiN)”. W Polsce wschodniej (Białostocczyzna, Lubelszczyzna, Podlasie, północne i wschodnie Mazowsze), pomimo płynących z góry instrukcji, organizacja w dalszym ciągu miała charakter związku zbrojnego. Tam nadal operowały silne oddziały partyzanckie, .a członkowie WiN używali nomenklatury wojskowej. Na zachodzie i północy kraju nie udało się stworzyć zwartych struktur terytorialnych WiN. Wyspowo istniejące komórki WiN w zależności od ośrodka, z jakim były związane, ciążyły albo ku modelowi cywilnemu, albo ku wojskowemu.

Winowska wizja ustroju państwa mieściła się w nurcie liberalno- demokratycznym, z tym że w sferze społeczno-gospodarczej odwoływała się do tradycji socjaldemokratycznej i katolickiej nauki społecznej, a w sferze niektórych rozwiązań własnościowych nawiązywała do programu Narodowej Demokracji. Z czasem w dwóch punktach nastąpiła istotna ewolucja programowa. W połowie 1946 r. władze WiN uznały rząd RP na uchodźstwie za najwyższą legalną władzę, zastrzegając sobie jednak prawo do pełnej autonomii w kraju. Wówczas też uznały konflikt zbrojny pomiędzy Wschodem a Zachodem za prawdopodobny”, a kilka miesięcy później za nieunikniony.

Ewolucja stosunku do rządu RP na uchodźstwie oraz prognoz dotyczących wybuchu kolejnego globalnego konfliktu wydaje się rezultatem raczej utraty wiary w sens pierwotnie przyjętych założeń niż chłodnej analizy sytuacji międzynarodowej. Z upływem czasu kurczyły się możliwości działania konspiracji, rosła świadomość beznadziejności położenia. Program WiN był próbą znalezienia pozytywnego rozwiązania w sytuacji, w której niemożliwe okazały się „scenariusze optymistyczne”, jego późniejsza radykalizacja zaś to efekt klęski tegoż „scenariusza realistycznego”.

Inną drogę obrali przywódcy środowisk narodowych. Po fiasku planu „Burza” w listopadzie 1944 r. liderzy podziemnego Stronnictwa Narodowego uznali, że żołnierzy wywodzących się z podlegających tej partii formacji zbrojnych - Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowych Sił Zbrojnych - umowa scaleniowa z AK już nie obwiązuje i powołali do życia, afiliowane przy SN, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Przywódcy SN uznali, iż pokonanie Niemiec nie ustabilizuje sytuacji międzynarodowej, a konflikt pomiędzy światem zachodnim a Sowietami jest wysoce prawdopodobny. W konfrontacji tej upatrywali oni szansy na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Gdy po kapitulacji Niemiec nie dało się zauważyć oznak zapowiadających nową wojnę, podjęli oni próbę wyprowadzenia stronnictwa z podziemia. W sierpniu 1945 r. ukonstytuował się Komitet Legalizacyjny SN, który wystąpił do władz o umożliwienie stronnictwu normalnej działalności partyjnej. Wobec odmowy jesienią 1945 r. krajowe i emigracyjne SN przyjęło doktrynę o nieuchronności nowego światowego konfliktu.

Członkowie SN i żołnierze narodowych formacji wojskowych tym łatwiej weszli w konspirację antykomunistyczną, że w okresie okupacji niemieckiej w swej masie byli zwolennikami koncepcji dwóch wrogów. O ile rząd RP na uchodźstwie oraz jego agendy w kraju od lipca 1941 r. uznawały ZSRR za sojusznika, a po jednostronnym zerwaniu stosunków międzypaństwowych w 1943 r. za „sojusznika naszych sojuszników”, o tyle SN konsekwentnie uważało za najeźdźców zarówno Niemców, jak i Sowietów. Z tej też przyczyny jeszcze podczas okupacji niemieckiej narodowe formacje zbrojne podjęły działania przeciwko komunistycznej Gwardii Ludowej i Armii Ludowej oraz Polskiej Partii Robotniczej, a prasa narodowa głosiła potrzebę walki z komunistycznymi organizacjami, które uznawała za część sowieckiej piątej kolumny. Choć wyżej wymienione ogólnopolskie organizacje łączył cel główny - walka o niepodległość, to prezentowane w ich programach wizje ustrojowe wolnej Polski były od siebie dość odległe. W wymiarze praktycznym różnice te rzutowały na odmienny stosunek do takich zagadnień, jak PSL, referendum, wybory parlamentarne czy kwestia ukraińska. WiN zachęcał do udziału w referendum 1946 r. i głosowania dwa razy nie, propaganda Narodowego Zjednoczenia Wojskowego zaś oscylowała pomiędzy bojkotem a głosowaniem trzy razy nie. O ile WiN aktywnie wspierał działalność mikołajczykowskich ludowców, o tyle członkowie NZW - z pewnymi wyjątkami - dystansowali się do PSL, a przed wyborami parlamentarnymi w styczniu 1947 r. wzywali do bojkotu. Na południowo-wschodnich krańcach powojennej Polski kwestia ukraińska pozostawała jednym z najbardziej palących problemów. Przywódcy podziemia narodowego uznali, że nie ma miejsca na negocjacje, a warunkiem zakończenia krwawego konfliktu jest całkowite pokonanie Ukraińców i siłowe narzucenie im własnych rozwiązań. Dowództwo AK-DSZ-WiN stało na stanowisku, iż w obliczu wspólnego wroga, jakim by! Związek Radziecki i komunizm, należy dążyć do zaprzestania walk i wypracowania zasad pokojowej koegzystencji. W efekcie tam, gdzie przewagę zdobyły siły AK-DSZ-WiN, w końcu maja 1945 r. zapanował względny spokój, tam zaś, gdzie silne wpływy uzyskało podziemie narodowe, ofiarami wzajemnych mordów padły setki Polaków i Ukraińców, głównie osób cywilnych.

Na skutek różnic programowych, odmiennej oceny sytuacji międzynarodowej oraz rywalizacji o wpływy wśród ludności w niektórych regionach dochodziło do konfliktu pomiędzy podziemiem akowsko-winowskim a konspiracją narodową. Lokalnie, na Białostocczyźnie zdarzały się przypadki wzajemnych likwidacji.

Stronnictwo Narodowe od początku wojny było jednym z filarów rządu RP na uchodźstwie oraz stojącego na gruncie ciągłości państwowej II RP podziemia w kraju. Zajęcie Polski przez Armię Czerwoną i powstanie PKWN doprowadziło do rozłamu wśród partii politycznych tworzących zaplecze tego rządu. Przywódcy SN uznali odejście z rządu dotychczasowego premiera, lidera Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka i podjęcie przez niego rozmów z komunistami za zdradę i poparli nowy, stworzony bez udziału ludowców gabinet. W efekcie od grudnia 1944 r. to głównie SN tworzyło zaplecze rządu RP na uchodźstwie. Po rozwiązaniu AK i stopniowej likwidacji agend tzw. podziemia londyńskiego SN i podległe mu NZW stały się najważniejszą siłą działającą w Polsce z mandatu rządu emigracyjnego.

W warstwie programowej konspiracja organizowana przez działaczy narodowo-demokratycznych świadczyła o ciągłości koncepcji wypracowanych w dwudziestoleciu międzywojennym i podczas okupacji niemieckiej. Ideolodzy SN definiowali naród jako wspólnotę o charakterze historycznym, kulturowym i językowym, odcinając się przy tym od koncepcji rasowej narodu jako związku krwi, a także od koncepcji liberalnych traktujących naród jako polityczną wspólnotę obywateli. Uwzględniali możliwość, a w niektórych przypadkach wręcz postulowali asymilację części słowiańskich mniejszości narodowych i etnicznych zamieszkujących Polskę. Niemcy - jako sprawcy II wojny światowej i nielojalni obywatele - mieli być zmuszeni do opuszczenia Polski, podobny los przewidywano dla nierokujących nadziei na asymilację nacjonalistów ukraińskich. Natomiast Żydzi, jako grupa szczególnie zwarta i niechętna asymilacji, mieli w społeczeństwie przyszłej Polski stanowić margines nie większy niż trzyprocentowy.

Narodowcy byli też autorami projektu organizacji Europy Środkowej, w której Polska odgrywałaby rolę mocarstwa terytorialnego. Według najdalej idącego projektu na zachodzie Polska miała rozciągać się od Łużyc po Rugię, na wschodzie zaś obejmować ziemie sowieckiej Białorusi i większość sowieckiej Ukrainy. Polskie narodowe imperium w takim zarysie dążyłoby do stworzenia „środkowoeuropejskiego związku państw”. Według mniej ambitnych koncepcji Polska winna dążyć do maksymalnych nabytków na zachodzie, a na wschodzie utrzymać swą przedwojenną granicę.
W odniesieniu do Niemiec SN postulowało ich podział na małe państwa, pozbawione prawa do tworzenia szerszych struktur wspólnotowych. Koncepcje dotyczące Wschodu wahały się od dopomożenia Rosji w uwolnieniu się od władzy komunistów, wciągnięcia jej w zachodni krąg cywilizacyjny, aż po jej rozbicie na państwa narodowe. W dokumentach programowych SN Polska jawi się jako przedmurze łacińskiej cywilizacji zachodniej. W związku z takim położeniem geograficznym przypadła jej szczególna misja - niesienie katolicyzmu i kultury zachodniej na wschód.

Projekt ustrojowy SN zakładał, iż Polska będzie demokratycznym państwem korporacyjnym z bardzo silnie rozwiniętymi organami centralnej władzy wykonawczej. Jawne procedury demokratyczne miały zabezpieczyć państwo przed powstawaniem „klik” czy prób przejęcia władzy przez jednostkę. Receptę na sukces gospodarczy Polski widziano w powszechnym akcjonariacie pracowniczym osób zatrudnionych w zakładach przemysłowych oraz w średnioobszarowych (10-20 ha) gospodarstwach rolnych. Autorzy założeń programowych SN byli też zdecydowanymi zwolennikami interwencjonizmu państwowego.

Na mapie polskiego podziemia na skrajnej prawicy sytuowała się konspiracja wywodząca się z Obozu Narodowo-Radykalnego „ABC” (ONR-ABC). W okresie II wojny światowej Organizacja Polska ONR powołała do życia własną formację wojskową - Związek Jaszczurczy, który następnie wszedł do Narodowych Sił Zbrojnych. Działacze OP nie zgadzali się z koncepcją powołanej do życia na przełomie 1944 i 1945 r. organizacji zbrojnej - Narodowego Zrzeszenia Wojskowego. Po nieudanej próbie zamachu na dowództwo NSZ odcięli się od tej inicjatywy. Odrzucili zwierzchność SN, nie przekazali swoich żołnierzy do NZW i pozostali przy nazwie NSZ. W praktyce w tym okresie OP stała się integralną częścią NSZ, stąd też często używa się nazwy NSZ-OP.

Ideologia OP ukształtowała się przed wybuchem II wojny światowej i podczas jej trwania nie uległa większym zmianom. Członkami organizacji mogli zostać Polacy, którzy potrafili udowodnić swoją czystość rasową do czwartego pokolenia wstecz. Ponieważ przywódcy ruchu narodowo-radykalnego definiowali polskość na wskroś etnicznie, mogła być ona dziedziczona jedynie przez krew, co wykluczało asymilację grup uznanych za etnicznie niepolskie. Szczególnie negatywnie oceniano Żydów - tak ze względów kulturalno-religijnych, jak i z powodu miejsca na rynku pracy, jakie zajmowali przed wojną. Nadrzędnym celem O P było zbudowanie narodowego, katolickiego mocarstwa. Proponowana przez narodowych radykałów wizja państwa bliska była modelowi faszystowskiemu. W praktyce państwo miało być częścią partii, żadna organizacja polityczna poza OP nie miałaby prawa istnieć. Podczas okupacji OP i podporządkowane jej organizacje wojskowe uznawały za wrogów zarówno nazistów (Niemców), jak i komunistów. Postawa ta znajdowała odbicie w prasie i działaniach zbrojnych. PPR oraz GL-AL uznane zostały za ekspozytury NKWD. Komunistów traktowano jako zdrajców i agentów wrogiego państwa.

Wraz ze zbliżaniem się Armii Czerwonej do przedwojennych granic polski koncepcja dwóch wrogów ewoluowała - wzywano do niewykrwawiania się w walce z przegrywającymi wojnę Niemcami, a skoncentrowania się na likwidowaniu „komunistycznej piątej kolumny”. W pierwszej połowie 1944 r. jedyną uwzględnianą przez liderów OP i NSZ drogą do odzyskania niepodległości był wybuch III wojny światowej. W związku z tym zakładano, iż należy ewakuować z kraju główne siły NSZ. W styczniu 1945 r. dowódcy głównego zgrupowania NSZ-OP, Brygady Świętokrzyskiej, podjęli rozmowy z Niemcami. Uzyskali od dowództwa Wehrmachtu zgodę na ewakuację na zachód. Brygada Świętokrzyska przeszła wraz z jednostkami niemieckimi na Morawy, a następnie przedostała się do amerykańskiej strefy okupacyjnej. W kraju pozostały jedynie szkieletowe, nieliczne siatki NSZ. Wiosną 1945 r. dowódcy Brygady Świętokrzyskiej zdołali stworzyć ośrodek polityczny NSZ-OP w Regensburgu (Ratyzbonie), który miał ich reprezentować na arenie międzynarodowej i utrzymywać kontakt z krajem. W chwili ukonstytuowania się władz komunistycznych w Polsce pozostający w kraju przywódcy NSZ- OP nie przeżywali dylematów, a podlegające im oddziały podjęły walkę.
W lipcu 1945 r. przywódcy OP dokonali radykalnej rewizji dotychczasowej koncepcji działalności. Doszli do wniosku, że sytuacja międzynarodowa ustabilizowała się i nie ma szans na wybuch nowego światowego konfliktu. Wydali polecenie rozwiązania oddziałów zbrojnych i włączenia się w nurt legalnego życia w duchu zgodnym z założeniami NSZ-OP. Oficerowie stojący na czele oddziałów partyzanckich otrzymali rozkaz rozwiązania oddziałów. Żołnierze NSZ-OP, którzy postanowili walczyć dalej, podporządkowali się. OP w kraju pełniła funkcję raczej siatki wywiadowczo-przerzutowej niż ośrodka politycznego. Dyskusje w łonie obozu narodowego po wkroczeniu Sowietów nie doprowadziły do wypracowania nowego modelu pracy konspiracyjnej. Środowisko SN działało według schematów stworzonych podczas okupacji niemieckiej, natomiast radykałowie z OP zawiesili działalność.

***

Obok wymienionych wyżej ogólnopolskich struktur podziemnych istniało też kilka wywodzących się z rozwiązanej AK regionalnych lub ponadregionalnych organizacji, które z przyczyn ideowych lub z powodu zerwania łączności nie podporządkowały się Zarządowi Głównemu WiN.

Komendant Okręgu Poznań AK ppłk Andrzej Rzewuski był przeciwnikiem koncepcji przekształcenia istniejącego podziemia w organizację polityczną. Nie zgadzał się też z pomysłem przeniesienia ogólnopolskiego centrum dowódczego z Londynu do kraju. Wczesną wiosną 1945 r. rozpoczął przekształcanie Okręgu Poznań AK w nową organizację, która od maja 1945 r. funkcjonowała jako Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza „Warta”. Dążył do stworzenia apolitycznej jednostki konspiracyjnego Wojska Polskiego, stojącej przy prezydencie RP na emigracji i podlegającej rozkazom Naczelnego Wodza.

W Łódzkiem od kwietnia 1945 r. kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc” w oparciu o kadry AK tworzył organizację funkcjonującą początkowo jako Grupa „Manewr”, a następnie pod nazwą Konspiracyjne Wojsko Polskie. Do końca 1945 r. KWP objęło swą strukturą Górny Śląsk oraz niektóre graniczące z woj. łódzkim tereny woj. poznańskiego i kieleckiego. Dowódcy KWP uważali się za armię polską w konspiracji i nie mieli ambicji tworzenia własnych programów politycznych. Podstawowym zadaniem KWP była samoobrona do momentu zasadniczej zmiany sytuacji w kraju, czyli do wybuchu konfliktu zbrojnego pomiędzy Wschodem a Zachodem lub zwycięstwa PSL w wyborach parlamentarnych.

Konieczność zorganizowania się dla obrony przed represjami aparatu bezpieczeństwa leżała też u źródeł powstania Ruchu Oporu Armii Krajowej, działającego głównie na Mazowszu. O ile jednak KWP było strukturą sterowaną centralnie, o tyle ROAK stanowił federację równorzędnych struktur obwodowych (powiatowych), bez naczelnego dowództwa. Niezależnie od WiN prace organizacyjne kontynuowała - jako Eksterytorialny Wileński Okręg AK - część ewakuowanej z terenów włączonych do Związku Radzieckiego kadry wileńskiej AK. Wszystkie wymienione organizacje dysponowały rozbudowaną siatką terenową i własnymi oddziałami partyzanckimi. Do tego należy dodać lokalne niepodległościowe bojówki, grupy i oddziały zbrojne - często niezwiązane z żadnymi organizacjami. Do najbardziej znanych należały liczące ponad 500 żołnierzy zgrupowanie partyzanckie mjr. Józefa Kurasia „Ognia” czy 200-osobowy Samodzielny Batalion Operacyjny kpt. Antoniego Żubryda „Zucha”.

Przy wszystkich różnicach programowych dzielących poszczególne nurty podziemia w dużym stopniu łączył je stosunek do walki zbrojnej. Żadna z organizacji nie zakładała samodzielnego wyzwolenia Polski w powstaniu powszechnym. Wypada się zgodzić z Maciejem Korkuciem, podkreślającym, iż walka zbrojna nie była celem samym w sobie; prowadzono ją, by „przetrwać najtrudniejszy okres, nie dać się zniszczyć, chronić ludzi przed okupacyjnym rabunkiem (kontyngenty, pobór etc.) oraz doczekać zmiany sytuacji geopolitycznej (wariant nowej wojny) lub w kraju (wariant zwycięstwa Mikołajczyka)”.
Implikacją tego założenia było ograniczanie działań zbrojnych podziemia do samoobrony, redukowania wpływów administracji komunistycznej, eliminacji funkcjonariuszy i agentury aparatu bezpieczeństwa oraz aktywistów partyjnych. Z wyjątkiem mieszczących się w kategorii samoobrony akcji na więzienia i posterunki MO nie podejmowano działań ofensywnych. Przytłaczająca większość starć w polu to akcje będące odpowiedzią na działania aparatu bezpieczeństwa, wynikające z konieczność wymykania się obławom i operacjom UB, KBW, NKWD i WP, a nie inicjowane przez oddziały i bojówki podziemia. Porównanie ich z aktywnością partyzancką z okresu okupacji niemieckiej pokazuje istotną różnicę. Zanikła dywersja wymierzona w infrastrukturę gospodarczą i komunikacyjną. Typowe dla lat 1943-1944 akcje dywersyjne, jak zrywanie torów kolejowych, mostów, niszczenie wież ciśnień, podpalanie składów opału, magazynów ze zbożem itp., niemal nie występowały. Krótko mówiąc, działania zbrojne podziemia oszczędzały potencjał gospodarczy państwa. Przyczyn takiego postępowania, jak się wydaje, upatrywać należy w sposobie postrzegania ówczesnej sytuacji przez ludzi podziemia. Nie walczyli oni z państwem jako takim, a jedynie z aparatem władzy.

Polskie podziemie niepodległościowe w pierwszym okresie władzy komunistów było ich najważniejszym przeciwnikiem. W jego zwalczanie zaangażowano bardzo duże siły NKWD oraz aparat bezpieczeństwa tworzony przez polskich komunistów. Zaczyn polskiej bezpieki stanowiły kadry Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego, starannie wyselekcjonowana 200-osobowa grupa tzw. kujbyszewiaków, czyli żołnierzy Dywizji Kościuszkowskiej oraz znających język polski żołnierzy i funkcjonariuszy sowieckich przeszkolonych wiosną 1944 r. w ośrodku NKWD w Kujbyszewie. Do objęcia władzy w Polsce przygotowywali się też krajowi komuniści, którzy w sztabie GL-AL prawdopodobnie w drugiej połowie 1942 r. wyodrębnili wydział zajmujący się zwalczaniem wroga we własnych szeregach oraz ochroną komunistycznych siatek. W styczniu 1944 r. w jednostkach AL powołano oficerów informacji, którzy zajęli się tworzeniem komórek bezpieczeństwa. Większość z nich później przeszła do służby w aparacie bezpieczeństwa.

W PKWN od momentu jego powstania istniał Resort Bezpieczeństwa Publicznego, przekształcony 31 grudnia 1944 r. w Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Ważną rolę odgrywał w nim pion odpowiedzialny za zwalczanie „wroga wewnętrznego”. Aparat bezpieczeństwa sensu stricto stanowiły MBP oraz wojewódzkie i powiatowe urzędy bezpieczeństwa publicznego. Funkcje pomocnicze pełniły Milicja Obywatelska, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, a okresowo też jednostki WP. Powołana przez PKWN Milicja Obywatelska powstała głównie w oparciu o tzw. służbę bezpieczeństwa AL oraz kadrę PSBS. Dowództwo AL już 23 marca 1944 r. wydało rozkaz o wydzieleniu własnej „służby bezpieczeństwa” podporządkowanej administracji PPR, stworzonej po wkroczeniu Armii Czerwonej. Do MO skierowano też wielu żołnierzy Armii Czerwonej i armii Berlinga.

W sierpniu 1944 r., wykorzystując kadrę PSBS, powołano Wojska Wewnętrzne, które podporządkowano Resortowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W maju 1945 r. przemianowano je na Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Istniały więc już zręby trzech pionów aparatu bezpieczeństwa, na których miał spoczywać ciężar walki z „wrogiem wewnętrznym” - w pierwszym roku rządów komunistów głównie niepodległościowym podziemiem zbrojnym.

Aparat rozrastał się lawinowo. W grudniu 1944 r. w Polsce Lubelskiej działało ok. 2,5 tys. funkcjonariuszy bezpieczeństwa, 12-13 tys. milicjantów i 4 tys. żołnierzy Wojsk Wewnętrznych. W końcu 1945 r., po objęciu kontrolą przez polskich komunistów wszystkich terenów przyznanych Polsce, było już ok. 24 tys. funkcjonariuszy bezpieczeństwa, 29 tys. oficerów i żołnierzy KBW oraz 56 tys. milicjantów.

Rzecz jasna, tylko część funkcjonariuszy UB brała udział w akcjach przeciwko podziemiu. Należy jednak podkreślić, że na obszarach o dużej aktywności podziemia zdecydowana większość pracowników powiatowych urzędów bezpieczeństwa publicznego bez względu na zajmowane stanowisko musiała uczestniczyć w „zwalczaniu bandytyzmu”. W nie mniejszym stopniu wykorzystywano siły KBW. Stosunkowo najsłabiej w walkę z podziemiem zbrojnym angażowali się funkcjonariusze MO. Przyczyną tego było duże rozproszenie posterunków oraz słabe uzbrojenie i przeszkolenie milicjantów. Skazani na częste kontakty z podziemiem, starali się nie narazić operującym w okolicy oddziałom partyzanckim ani członkom siatki terenowej. Do kwietnia 1947 r. żołnierze podziemia rozbili ponad 1300 posterunków MO. W efekcie w latach 1944-1947 w wielu miejscowościach wytworzyła się cicha koegzystencja milicji i podziemia. Jeszcze słabsze wyniki dawało okresowe wykorzystywanie do walki z podziemiem zbrojnym formalnie pozostających poza strukturą aparatu represji jednostek WP.

Choć rodzimy aparat bezpieczeństwa rozbudowywano z wielkim rozmachem, to nie był on w stanie samodzielnie ustabilizować władzy komunistycznej w Polsce. Dlatego przez pierwsze dwa lata Polski Ludowej główny ciężar walki z podziemiem wzięli na siebie Sowieci. Jednostki NKWD miały własne areszty i obozy filtracyjne, podejmowały działania pacyfikacyjne i oczyszczające, wysyłały w teren grupy pościgowe. Placówki kontrwywiadu „Smiersz” (Spiecyalne mietody razobłaczenia szpionow, Smiert' szpionam!) budowały siatki agenturalne i prowadziły liczne działania operacyjne. W drugiej połowie 1944 r. w Polsce Lubelskiej stacjonowało ok. 3,5 mln żołnierzy Armii Czerwonej, a sowieckie komendantury wojskowe były faktycznym administratorem terenu. Nie dość że jednostki NKWD zwalczały podziemie, to jeszcze pilnowały szczelności granic Polski, zajmowały się ochroną najwyższych urzędów państwowych, a nawet osobistą ochroną Bolesława Bieruta. W połowie 1945 r. na ziemiach „wolnej” Polski - członka antyniemieckiej koalicji - stacjonowało 15 pułków Wojsk Wewnętrznych NKWD liczących ok. 35 tys. żołnierzy, co stanowiło 43 proc. wszystkich sił NKWD obecnych w Europie Środkowej. Dla porównania, w sowieckiej strefie okupacyjnej w Niemczech przebywało jedynie 10 pułków Wojsk Wewnętrznych NKWD61. Do tego należy dodać wymykających się wszelkim ujęciom statystycznym, a niezwykle ważnych doradców sowieckich w MBP oraz przy wojewódzkich i powiatowych urzędach bezpieczeństwa publicznego.

W latach 1945-1947 najaktywniejszą działalność zbrojną prowadziły oddziały i bojówki podziemia w najsłabiej zurbanizowanej, wschodniej części Polski. Na Białostocczyźnie, Lubelszczyźnie, Rzeszowszczyźnie i wschodnim Mazowszu przez cały ten podziemie było drugą władzą. Komuniści kontrolowali miasta wojewódzkie i powiatowe, ale w terenie rządzili leśni. Na Kielecczyźnie, w Krakowskiem, części Łódzkiego, na Żywiecczyźnie oraz zachodnim Mazowszu podziemie zbrojne nasiliło działania dopiero w 1945 r., a największą aktywność przejawiało wiosną latem 1946 r. Również tam zdarzały się kilkumiesięczne okresy dwuwładzy. W Wielkopolsce, na Pomorzu Gdańskim i Śląsku (przedwojenna Polska Zachodnia), z kilkoma lokalnymi wyjątkami, działania zbrojne nie doprowadziły do redukcji potencjału komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Grupom zbrojnym z rzadka pojawiającym się na ziemiach poniemieckich brakowało niezbędnego oparcia w siatce terenowej, a nieliczne starcia i akcje miały znaczenie wyłącznie symboliczne. Większe oddziaływanie miały jedynie oddziały operujące na Warmii i Mazurach (Prusy Wschodnie), gdzie własne siatki terenowe stworzyły białostockie okręgi WiN i NZW.

Liczebność stałych oddziałów leśnych w powojennej Polsce znacznie się wahała. Do stycznia 1945 r. aparat bezpieczeństwa PKWN i Rządu Tymczasowego działał w komfortowych warunkach. Obecność niemal 2 mln żołnierzy sowieckich ograniczała do minimum możliwości podziemia. Jawne w trakcie akcji „Burza” wystąpienia z bronią w ręku i wspólna walka z żołnierzami Armii Czerwonej przeciwko Niemcom pozwoliły funkcjonariuszom „Smiersza” i NKWD zidentyfikować, a następnie aresztować wielu lokalnych dowódców.

Pomiędzy lipcem a wrześniem 1944 r. sowiecki i polski aparat bezpieczeństwa koncentrował się na likwidacji „wrogów klasowych”, przez co rozumiano elity konspiracyjne, „niepewnych politycznie” działaczy społecznych i politycznych, właścicieli ziemskich oraz osoby zaliczane do kategorii „burżujów”. Członków tych grup internowano i wysyłano w głąb ZSRR. Zatrzymanych szeregowych żołnierzy konspiracji rozbrajano, a następnie wcielano do WP lub wypuszczano na wolność. Na przełomie września i października 1944 r. przebywająca w Moskwie delegacja PKWN otrzymała polecenie rozpoczęcia totalnej konfrontacji z Armią Krajową. 10 października 1944 r., podczas przemówienia do aktywu PPR, Władysław Gomułka nazwał siły Polskiego Państwa Podziemnego „reakcją”. Budowę ludowo-demokratycznego państwa polskiego uznał za niemożliwą bez całkowitej likwidacji „burżuazyjnej reakcji” (do tej kategorii kwalifikowano wszystkich przeciwników komunistów, bez względu na ich status społeczny i materialny). Filozofia zapoczątkowanego wówczas tzw. zwrotu październikowego sprowadzała się do powszechnego wykorzystania terroru państwowego jako argumentu przeciwko wszelkim oponentom. Metoda ta miała doprowadzić społeczeństwo do przekonania, że zachodzące zmiany są nieodwracalne, a nieuchronność zwycięstwa komunistów zapewni właśnie aparat bezpieczeństwa.

Latem i wczesną jesienią 1944 r. Sowieci internowali i zesłali w głąb ZSRR 12-15 tys. żołnierzy AK z Polski Lubelskiej. Od października do końca 1944 r. funkcjonariusze NKWD i UB aresztowali ponad 15 tys. osób, w tym ponad 9 tys. Akowców. Na podstawie niepełnych danych Resortu Bezpieczeństwa Publicznego PKWN liczbę aresztowanych pomiędzy lipcem a grudniem 1944 r. szacować należy na 12-14 tys. osób, w tym ok. 4-5 tys. polskich konspiratorów. Ponieważ część aresztowanych otrzymała następnie status internowanych, a organa PKWN częstokroć przekazywały zatrzymanych swym sowieckim odpowiednikom, na podstawie podanych wielkości nie da się precyzyjnie określić rzeczywistej liczby ujętych członków podziemia. Ostrożnie szacując, można przyjąć, iż do końca 1944 r. w Polsce Lubelskiej w ręce Resortu Bezpieczeństwa Publicznego i NKWD dostało się 20-25 tys. osób, z czego ok. 80 proc. ujęły służby sowieckie.

Październikowe zaostrzenie kursu skutkowało jeszcze większą rozbudową aparatu bezpieczeństwa, wymagało także wyszkolenia odpowiednich kadr. Bez sowieckiej pomocy byłoby to niewykonalne. W połowie października generał NKWD Iwan Sierow postulował odkomenderowanie do Resortu Bezpieczeństwa Publicznego pracowników „Smiersza” i piętnastu „wykwalifikowanych pracowników” NKWD. W następnych latach liczna grupa doradców sowieckich wywarła decydujący wpływ na kształt organizacyjny i metody pracy polskiego aparatu bezpieczeństwa. Kierownik sekcji śledczej WUBP w Rzeszowie Bolesław Martiuk- Marczak ujął to w następujących słowach: „Dużą pomoc fachową okazywali nam radzieccy doradcy. [ ... ] nie odstępowali nas w ciężkich chwilach, niosąc nam pomoc i radę”.
Jesienią 1944 r. funkcjonariusze NKWD i UB, wykorzystując informacje uzyskane w śledztwach oraz wiedzę pracowników bezpieczeństwa, wywodzących się często z AL i partyzantki sowieckiej i zorientowanych w lokalnych uwarunkowaniach, zdołali zadać podziemnej kadrze dowódczej dotkliwe straty, które sparaliżowały pracę konspiracyjną. Do wczesnej wiosny 1945 r. siły bezpieczeństwa posługiwały się stosunkowo ubogim zestawem metod operacyjnych. Masowo prowadzono operacje przeczesywania terenu. Koncentrowano w jednym powiecie grupy operacyjne, liczące w sumie nawet powyżej tysiąca ludzi, głównie funkcjonariuszy NKWD i UB, z udziałem milicjantów i żołnierzy Wojsk Wewnętrznych (KBW), które przeczesywały równocześnie kilka gmin. Poszczególne miejscowości były odcinane od świata, „na wyczucie” zatrzymywano w nich wszystkich podejrzanych. Gdy udało się ustalić rysopisy ważniejszych dowódców, starano się odnaleźć miejsce ich kwaterowania i jak najszybciej ich aresztować lub zabić. Oczywiście korzystano też z donosów i pomocy agentów. Jednak w pierwszych miesiącach funkcjonowania „władzy ludowej” praca agenturalna przynosiła mizerne wyniki.
Funkcjonariuszom bezpieczeństwa sprzyjała nie tylko paraliżująca wszechobecność żołnierzy Armii Czerwonej (np. w pasie przyfrontowym zajęli oni wszystkie budynki, w których można było spać), ale też nie sprzyjająca pora roku. Bezlistne jesienią i zimą lasy nie dawały należytego schronienia, chłód uniemożliwiał dłuższe w nich przebywanie. W Polsce Lubelskiej utrzymywało się 20-30 oddziałów partyzanckich, operujących z reguły w regionach położonych głęboko na wschód od linii frontu.
Przesunięcie się na zachód głównych sił sowieckich i nastanie wiosny radykalnie zmieniło ten stan rzeczy. Od pierwszych dni marca 1945 r. na obszarach położonych na wschód od Wisły aktywność podziemia zaczęła gwałtownie wzrastać. Szybko odbudowano sztaby dowódcze konspiracji akowskiej i narodowej - tak na poziomie powiatów, jak i województw. Choć dowództwo pozostającej w stanie likwidacji AK starało się wygaszać działalność partyzancką, to represje komunistów zmuszały coraz większe rzesze ludzi do przechodzenia na nielegalną stopę. Pomiędzy Wisłą a Bugiem wzmożony napływ ludzi do lasu sprawił, że w maju 1945 r. tamtejsza partyzantka nabrała charakteru masowego. Lokalni dowódcy starali się zapewnić bezpieczeństwo oddziałom i siatce konspiracyjnej przez likwidację tych posterunków MO, których funkcjonariusze występowali przeciwko podziemiu, oczyszczanie terenu z aktywistów komunistycznych oraz fizyczną eliminację agentury i pracowników UB. Co najmniej od kwietnia do czerwca 1945 r. aparat bezpieczeństwa znajdował się tu w defensywie, faktyczna władza komunistów ograniczała się do miast wojewódzkich i powiatowych. Teren należał do leśnych70.
Komunistyczny aparat bezpieczeństwa starał się wykorzystać budowaną sieć agenturalną oraz informacje wydobyte od aresztowanych. Jak się możemy domyślać, pozbawieni poczucia bezkarności informatorzy i tajni współpracownicy, którym funkcjonariusze UB i NKWD nie mogli zapewnić koniecznego bezpieczeństwa, tracili motywację do pracy. Osoby poszukiwane natomiast mogły się skutecznie ukrywać zarówno w oddziałach leśnych, jak i w odbudowanej organizacji terenowej. Główny ciężar walki z podziemiem znowu musiały wziąć na siebie Wojska Wewnętrzne NKWD. Wszystkie ważniejsze operacje przeciwko oddziałom zbrojnym zostały przeprowadzone przez siły NKWD lub przy ich znaczącym udziale. Jednocześnie w tym okresie doszło do kilku bitew z partyzantami, w których po obu stronach walczyły kilkusetosobowe oddziały.
W odwecie za akcje podziemia funkcjonariusze UB - w celu zastraszenia - na oczach ludności, bez sądu rozstrzeliwali zatrzymanych. Zaczęli posługiwać się też skrytobójstwem. Morderstwa odbywały się po cichu, niekiedy były tak wyreżyserowane, by wyglądały na wyrok wykonany przez podziemie. Metodę tę stosowano do końca lat czterdziestych.
Na zachód od Wisły błyskawiczne przetoczenie się ofensywy styczniowej sprawiło, że tamtejsi konspiratorzy nie doświadczyli długotrwałej obecności żołnierzy Armii Czerwonej. Dlatego też z reguły wykonywano tam rozkaz rozwiązujący AK. Wyjątkiem była wspomniana już, podtrzymująca ciągłość organizacyjną Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza „Warta”. Na pozostałych obszarach rozformowano oddziały partyzanckie i likwidowano siatkę terenową, zachowując linie łączności i szkieletowe sztaby do poziomu obwodu.
Wobec dezintegracji struktur podziemia przygotowani w Polsce Lubelskiej funkcjonariusze UB, przy wydatnej pomocy lokalnych ogniw PPR i AL oraz ochronie ze strony NKWD, bez trudności zbudowali sieć wojewódzkich i powiatowych urzędów bezpieczeństwa publicznego i posterunków M O. W późniejszym czasie, szczególnie w milicji, nastąpiła duża rotacja kadr związana ze zwalczaniem „wpływów reakcji”, przez co rozumiano usuwanie funkcjonariuszy wywodzących się z niekomunistycznego podziemia. Samolikwidacja AK sprawiła, że początkowo aresztowania członków organizacji konspiracyjnych jedynie sporadycznie wywoływały działania odwetowe, zamarła też aktywność partyzancka. W marcu 1945 r. zakończył się pierwszy etap tworzenia aparatu bezpieczeństwa na ziemiach położonych na zachód od Wisły. Kadry UB niebawem nasiliły działania przeciwko byłym członkom podziemia. Wzrastający terror wywołał odruch obronny. Na przełomie marca i kwietnia 1945 r. rozpoczął się proces odbudowy struktur konspiracyjnych i odradzania oddziałów partyzanckich. W centralnej i zachodniej Polsce (bez ziem odebranych Niemcom) ukształtowała się relatywna równowaga wpływów. Podziemne formacje zbrojne, tworzone często bez wiedzy i zgody władz zwierzchnich, likwidowały szczególnie aktywnych komunistów, rozpracowanych agentów UB i NKWD, wybrane posterunki milicji, niekiedy przeprowadzały akcje na więzienia i siedziby PUBP. Niektóre powiaty okresowo znajdowały się pod kontrolą organizacji konspiracyjnych.
Wiosenne ożywienie działalności zbrojnej uległo zahamowaniu w czerwcu 1945 r. w związku z konsekwencjami zakończenia działań wojennych w Europie. Zmieniły się też metody pracy aparatu bezpieczeństwa. Masowe represje zastąpiła taktyka przekonywania ludzi podziemia do negocjacji z władzami. W zamian za demobilizację oddziałów i oddanie broni oferowano gwarancje osobistego bezpieczeństwa, możliwość podjęcia pracy i działalności politycznej w legalizowanych partiach politycznych. Jak zauważył Andrzej Paczkowski, wiele rozmów „podejmowano dopiero po aresztowaniu któregoś z liderów politycznych czy dowódców wojskowych, co miało dosyć istotny wpływ na postawę interlokutora, który nie zawsze był pewien, czy chodzi o »rozmowy polityczne «, czy przesłuchanie. W wypadku ważniejszych osobistości w rozmowach mogli uczestniczyć wysocy funkcjonariusze MBP, z ministrami włącznie”.
Końcowym efektem i największym osiągnięciem tej taktyki było ogłoszenie w sierpniu 1945 r. amnestii, która obok celów politycznych i propagandowych miała przynieść konkretne skutki operacyjne. Ujawniający się członkowie podziemia byli ewidencjonowani, a niektórzy typowani do werbunku. Według dyrektora Departamentu I MBP płk. Romana Romkowskiego przed komisjami amnestyjnymi stanęło 30 217 osób, które zdały 2 tys. sztuk broni. Romkowski oceniał jednocześnie, że stworzona wówczas szansa na głębokie rozpracowanie podziemia z powodu złego przygotowania funkcjonariuszy aparatu terenowego nie została należycie wykorzystana.

Relatywnie łagodny kurs doprowadził do tego, że pomiędzy czerwcem a wrześniem 1945 r. rozwiązana została większość oddziałów AK-DSZ i NSZ, ujawniło się też wiele lokalnych grup partyzanckich. Swój stan posiadania starało się utrzymać NZW i niektóre struktury regionalne, jak podhalańskie zgrupowanie „Ognia” 2 czy działające w Łódzkiem Konspiracyjne Wojsko Polskie. W październiku 1945 r. aparat bezpieczeństwa odszedł od miękkich metod, stosowanych na etapie negocjacji. Nastąpiło usztywnienie kursu, co jednak nie oznaczało prostego powrotu do praktyk sprzed roku. Kadry resortu bezpieczeństwa dzięki współpracy z NKWD i zaprawie w walce nabrały doświadczenia, a materiały śledcze i efekty pracy agenturalnej poszerzały ich wiedzę o funkcjonowaniu podziemia. Prowadzone pomiędzy październikiem 1945 r. a czerwcem 1946 r. operacje charakteryzowały się stosunkowo dużą elastycznością. Obok akcji będących odpowiedzią na kroki podziemia podejmowano działania prewencyjne, np. wielkie operacje oczyszczające. Coraz efektywniej wykorzystywano możliwości pracy agenturalnej. We wrześniu 1945 r. w wyniku dobrze przygotowanej operacji WUBP w Poznaniu zdołał ulokować swoją agenturę w sztabie WSGO „Warta”, a w końcu roku zlikwidować tę organizację”. Stosowano niekiedy prowokacje - wysyłano w teren podszywające się pod partyzantów oddziały pozorowane. Najczęściej w ich skład wchodzili byli partyzanci AL. Ich zadaniem było nawiązanie łączności z rzeczywistym oddziałem partyzanckim i wystawienie go grupie operacyjnej. Jeśli to okazywało się niemożliwe, członkowie grup pozorowanych, udając oddział, który stracił kontakt z dowództwem, starali się dotrzeć do osób z zaplecza partyzantów. W stosunku do wybranych wysokich dowódców podziemia stosowano miękką taktykę negocjacyjną. Tak było np. w przypadku aresztowanych w listopadzie 1945 r. członków I Zarządu Głównego (Komendy) WiN.

Stosowane w drugiej połowie 1945 r. i na początku 1946 r. rozwiązania miały doprowadzić do maksymalnego wykorzysta potencjału aparatu bezpieczeństwa i efektywnego włączenia do działań antypartyzanckich jednostek wojskowych przez porządkowanie ich oficerom UB. Poprawieniu efektywności służyło wprowadzenie specjalizacji i centralna koordynacja działań. Zbrojną walkę z podziemiem powierzono oddziałom KBW, zaś funkcjonariusze UB otrzymali zadanie agenturalnego rozpracowania członków podziemia i środowisk, w których oni funkcjonowali. Resort miał nie tylko walczyć z „reakcyjnymi bandami”, ale zapobiegać ich powstawaniu.
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
Ostatnio zmieniony przez Kazek G f H Pon Mar 04, 2013 18:13, w całości zmieniany 2 razy  
[Profil] [PM]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 18:06   

Do pełnego scentralizowania walki z podziemiem doszło końcu marca 1946 r. Powstała wówczas Państwowa Komisja, której przewodniczył naczelny dowódca WP Michał Rola-Żymierski, a wchodzili do niej m.in. minister bezpieczeństwa publicznego gen. Stanisław Radkiewicz, dowódca KBW gen. Bolesław Kieniewicz oraz komendant główny MO Franciszek Jóźwiak. Utworzono również wojewódzkie komisje, które koordynowały zwalczanie „band” na własnym terenie. Oprócz wojska, UB i milicji podlegały im też tworzone komórki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Różnorodność w połączeniu z zasadą permanentnego ataku na rozpoznane oddziały nie przyniosła jednak spodziewanych efektów. Wyznaczane przez MBP kolejne terminy ostatecznego rozprawienia z podziemiem nie zostały dotrzymane. Co więcej, powrót twardej linii postępowania sprawił, że jesienią 1945 r., a więc okresie niesprzyjającym działaniom partyzanckim, oddziały zwiększyły swą liczebność, pojawiło się też wiele nowych lub reaktywowanych grup partyzanckich.
Od października 1945 r. do czerwca 1946 r. w niemal wszystkich województwach Polski - z wyjątkiem tzw. Ziem Odzyskanych - operowały oddziały partyzanckie, które czasowo w jednym kilku powiatach potrafiły wytworzyć stan dwuwładzy. Jednak, ciągle wzmacniało się wyszkolenie sił aparatu bezpieczeństwa, liczebność wzrastała, podziemie zaś co najwyżej zachowywało swój stan posiadania. Podkreślić należy, że w pierwszej połowie 1946 r. jednostki NKWD stopniowo zmniejszały aktywność i przekazywały coraz więcej obowiązków swym polskim odpowiednikom.

Po likwidacji Rady Jedności Narodowej w kraju nie istniał już ośrodek polityczny skupiający przedstawicieli głównych sił podziemia. Część przywódców konspiracji widziała potrzebę powołania tego rodzaju ciała. Powodzeniem zakończyła się inicjatywa płk. Wacława Lipińskiego, który w marcu 1946 r. doprowadzi! do stworzenia Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej. Weszli do niego reprezentanci SN, WiN oraz grupy piłsudczyków występujących jako Stronnictwo Niezawisłości Narodowej. W drugiej połowie 1946 r. dokooptowano przedstawiciela tych członków PPS (Niezależna PPS), którzy nie zdecydowali się na działalność w zalegalizowanej partii. Ciało to zmieniło wówczas nazwę na Komitet Porozumiewawczy Organizacji Demokratycznych Polski Podziemnej. Według SN i SNN komitet miał pełnić rolę platformy porozumiewawczej podziemnych stronnictw politycznych, reprezentować podziemie wobec rządu RP w Londynie i na arenie międzynarodowej. Liderzy WiN natomiast skłonni byli traktować KPODPP jako swój organ doradczy.

Podczas kilku zebrań KPODPP, jakie się odbyły, analizowano ówczesną sytuację polityczną i starano się wypracować strategię działań wobec zbliżającego się referendum i wyborów do sejmu. Nie udało się jednak uzgodnić wspólnego stanowiska w żadnej z tych kwestii. Osiągnięciem tego gremium było sporządzenie i przekazanie w początkach czerwca 1946 r. do ambasady USA w Warszawie „Memoriału do Rady Bezpieczeństwa ONZ” zawierającego opis stosunków panujących w rządzonej przez komunistów Polsce.

We wrześniu 1946 r. do Wielkiej Brytanii dotarli dwaj emisariusze WiN: ppłk Józef Maciołek oraz Stefan Rostworowski. Mieli oni nawiązać współpracę ze środowiskami polskimi na emigracji. Wysłannicy ci utworzyli Delegaturę Zagraniczną WiN, którą kierował Maciołek.

Tymczasem w kraju przełomowe z psychologicznego punktu widzenia znaczenie dla podziemia miały okoliczności towarzyszące referendum ludowemu. Dokonane 30 czerwca 1946 r. wielkie oszustwo udowodniło, że władze komunistyczne - wbrew zobowiązaniom jałtańskim mówiącym o „swobodnym wyborze formy rządów” przez Polaków - mogą brutalnie łamać prawa wyborcze, nie licząc się z międzynarodową reakcją. Przebieg referendum uświadomił boleśnie konspiratorom, na jak kruchych podstawach opierali swe nadzieje związane z wyborami parlamentarnymi. To zaś podważało sensowność kontynuowania oporu.

Komunistyczne władze zdołały doprowadzić do stanu pozwalającego funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa przejść do ofensywy. W ostatniej dekadzie czerwca 1946 r. grupy operacyjne UB, KBW i NKWD wykonały kilka zakończonych sukcesem operacji, czym poważnie osłabiły potencjał zbrojny podziemia i morale ludzi pozostających w konspiracji. 23 lipca 1946 r. minister bezpieczeństwa publicznego płk Stanisław Radkiewicz wydal rozkaz nr 70, zasadniczo zmieniający dotychczasową taktykę zwalczania podziemia. Najważniejszym elementem nowej koncepcji była rezygnacja z wielkich operacji, angażujących w jednym miejscu olbrzymie siły, na rzecz kilkudziesięcioosobowych stałych grup operacyjnych, dobrze uzbrojonych w broń maszynową. Każdej grupie przyporządkowano jeden oddział partyzancki. Miała ona go tropić bez względu na okoliczności, a każde przerwanie pościgu uznawane było za przestępstwo. Grupy owe posiadały radiostacje i pozostawały w ciągłym kontakcie ze stacjonującymi w regionie jednostkami WP i UB. Ściśle współpracowały z UB, miały do dyspozycji miejscową MO oraz agenturalną sieć wywiadowczą.
Już 26 lipca 1946 r., po precyzyjnie zaplanowanej i przeprowadzonej akcji, aresztowany został dowódca działającego na Kielecczyźnie Związku Zbrojnej Konspiracji WiN por. Franciszek Jaskulski „Zagończyk”. W wyniku kolejnych działań operacyjnych całkowicie zlikwidowano tę siatkę. Intensywne działania KBW z czerwca i lipca 1946 r. doprowadziły do fizycznego i psychicznego zmęczenia członków zgrupowania partyzanckiego NSZ „Bartka” na Żywiecczyźnie. Następnie w sierpniu do oddziału delegowano podającego się za wysłannika fikcyjnej komendy Okręgu Opolskiego NSZ funkcjonariusza UB z propozycją zorganizowania przerzutu partyzantów na Zachód. We wrześniu kolejne grupy przerzutowe trafiały w ręce UB. Schwytanych mordowano bez wyroku. W wyniku tej prowokacji zginęło od 167 do 200 partyzantów .

Bieszczadzki oddział Antoniego Żubryda na skutek bezustannego nękania przez grupy operacyjne został rozproszony. Żubryda i jego żonę zamordował wprowadzony do oddziału agent. Również rozbicie w lutym 1947 r. zgrupowania partyzanckiego „Ognia” i śmierć jego dowódcy były efektem połączenia intensywnych działań pościgowych i wprowadzenia do zgrupowania agenta UB. Dzięki tego rodzaju operacjom poważnie osłabione zostały także siły partyzanckie operujące w innych częściach kraju. Równocześnie aparat bezpieczeństwa likwidował siatkę terenową podziemia oraz sztaby dowódcze wszystkich szczebli. Rozbito m.in. dwa kolejne Zarządy Główne (Komendy) WiN, aresztowania zdziesiątkowały kadrę kierowniczą NZW i NSZ. Na przełomie 1946 i 1947 r. na skutek aresztowań przestał istnieć Komitet Porozumiewawczy Organizacji Demokratycznych Polski Podziemnej. Funkcjonujące jeszcze dowództwa krajowe utraciły łączność z wieloma dowództwami wojewódzkimi, te zaś często nie były w stanie skutecznie kontrolować lokalnych siatek i oddziałów partyzanckich.

Na początku 1947 r. podziemie niepodległościowe znalazło się w głębokim kryzysie. 19 stycznia 1947 r. odbyły się wybory parlamentarne, których wyniki, podobnie jak w przypadku referendum ludowego, zostały sfałszowane. Spełnił się najbardziej pesymistyczny dla działaczy podziemia scenariusz. Kontynuowanie walki zbrojnej straciło sens. W wyniku ogłoszonej 22 lutego 1947 r. amnestii z podziemia wyszło 53 517 osób, działalność swą ujawniło też 23 257 osób przetrzymywanych w więzieniach i aresztach. Łącznie amnestia objęła 76 574 osoby - członków organizacji podziemnych i oddziałów partyzanckich oraz dezerterów z WP, MO, KBW i UB. Według szacunków MBP ujawniło się ponad 90 proc. członków WiN i ok. 60 proc. członków podziemia narodowego. Wydane przed amnestią instrukcje kładły nacisk na skrupulatne prowadzenie dokumentacji. Stający przed komisjami konspiratorzy zostali zobowiązani do opisania swojej działalności, przebiegu służby, podania nazwisk osób, z którymi się kontaktowali, ze szczególnym uwzględnieniem kadry dowódczej. Dzięki temu aparat bezpieczeństwa dysponował olbrzymią ilością niezwykle cennych dla pracy operacyjnej informacji. Były one później wykorzystywane zarówno do infiltracji osób ujawnionych, jak też do zwalczania grup pozostających w podziemiu.

W końcu kwietnia 1947 r. zakończył się okres obowiązywania amnestii, przestało też istnieć masowe, wpływowe podziemie. W lesie pozostało od 1100 do 1800 ludzi, którzy w najmniejszym stopniu nie stanowili już realnego zagrożenia dla władzy.

Okres od zakończenia amnestii do końca 1953 r. jest szczególnie interesujący. Dysponujący dużym doświadczeniem funkcjonariusze bezpieczeństwa stanęli przed pozornie prostym zadaniem zlikwidowania małych, najczęściej niezwiązanych już z żadną formalną organizacją grup partyzanckich. Cel ten okazał się jednak trudny do osiągnięcia. W podziemiu zostali najaktywniejsi dowódcy i żołnierze, o największym stażu partyzanckim, niemogący liczyć na łaskę komunistów. Wobec alternatywy: wyrok śmierci lub wieloletnie więzienie bądź dalsza walka - wybierali trwanie w lesie. Działali przy pomocy ludzi najbardziej zaufanych. Funkcjonariusze UB i żołnierze KBW mieli więc przed sobą przeciwnika doświadczonego, silnie zmotywowanego, dysponującego stosunkowo wąskim, lecz trudnym do penetracji zapleczem. Z tej przyczyny pomimo wielkiego wysiłku militarnego i skomplikowanych kombinacji operacyjnych ostatnie oddziały zostały rozbite dopiero w 1953 r.

Przeciwko „ostatnim zbrojnym” zastosowano wachlarz działań: od zwykłych grup pościgowych przez kierowanie prowokatorów aż po tworzenie kontrolowanych przez UB centrów konspiracyjnych lub linii łączności z polskimi środowiskami w Europie Zachodniej. Do operacji prowadzonych z największym rozmachem zaliczyć należy utworzenie prowokacyjnej V Komendy WiN oraz tzw. aferę Bergu. W listopadzie i grudniu 1947 r. rozbito IV Zarząd (Komendę) WiN. Tym samym przestała istnieć ostatnia agenda polskiego podziemia aspirująca do dowodzenia ogólnopolską konspiracją. Funkcjonariusze UB zdołali zwerbować aresztowanego członka tego zarządu Stefana Sieńkę. Szybko go uwolniono, tak by pozostający na wolności konspiratorzy nie zdołali dowiedzieć się o jego zatrzymaniu. Sieńko doprowadził do aresztowania członków WiN mogących zagrozić jego pozycji w organizacji, a następnie wprowadził do niej pracowników i agentów MBP. Tak powstała V Komenda WiN, która po swych poprzedniczkach przejęła Delegaturę Zagraniczną i drogi kurierskie na Zachód. To właśnie to „centrum dowódcze” zostało wykorzystane do likwidacji największego wówczas oddziału partyzanckiego kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara”. Drugą z wymienionych kombinacji było przechwycenie prawdopodobnie w końcu 1947 r. przez komunistyczne służby specjalne linii łączności z krajem działającego na emigracji Stronnictwa Narodowego (tzw. siatka łączności MSW-SN). W 1948 r. funkcjonariusze UB zlikwidowali ostatnie ponadregionalne siatki podziemia. Od tego czasu w kraju nie istniały żadne ponadregionalne organizacje konspiracyjne.

W 1950 r. Delegatura Zagraniczna WiN „Dardanele” w imieniu V Komendy WiN oraz szefostwo sieci łączności SN podpisały umowy wywiadowcze z wywiadem amerykańskim (Central Intelligence Agency), w których w zamian za finansowanie zobowiązywały się dostarczać materiały wywiadowcze z kraju. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego mogło więc dezinformować CIA i przerzucać swoich agentów do amerykańskich ośrodków szkolenia wywiadowczego, a do tego jeszcze otrzymywać od Amerykanów pokaźne środki finansowe. Obie operacje zostały przerwane w grudniu 1952 r., prowokatorzy - członkowie V Komendy „ujawnili się”, a wciągnięte do gry osoby, które przystąpiły do organizacji w dobrej wierze, zostały aresztowane i otrzymały ciężkie wyroki. Materiały zdobyte w wyniku kombinacji zostały przez komunistów wykorzystane propagandowo w celu dyskredytacji „pozostających na usługach obcych wywiadów” środowisk emigracyjnych i antykomunistycznego podziemia.

Działający na Białostocczyźnie i Mazowszu, wywodzący się z wileńskich brygad partyzanckich oddział kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara” został zlikwidowany w 1952 r. w następujący sposób: rzekomi wyżsi dowódcy pod pozorem zorganizowania przerzutu członków oddziału na Zachód wezwali partyzantów do Warszawy i tam w dogodnym momencie ich aresztowali. Operujący na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie oddział NZW Adama Kusza „Kłosa” został rozbity po wprowadzeniu do niego prowokatorów - radiotelegrafistów, którzy jakoby podtrzymywali kontakt z Zachodem, w rzeczywistości zaś wskazali grupie operacyjnej UB-KBW miejsce postoju partyzantów. Ten sam scenariusz próbowano zastosować w celu dotarcia do powinowskiego oddziału Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” (Lubelszczyzna) i oddziału NZW Kazimierza Krasowskiego „Głuszca” (Białostocczyzna. Tym razem prowokatorzy nie zdobyli zaufania dowódców i kombinacje operacyjne zakończyły się fiaskiem. Do wyrafinowanych metod uciekała się komórka UB operująca Białostocczyźnie. Jej członkowie, podszywając się pod ukrywających się partyzantów, wchodzili do oddziałów podziemia i „wystawiali” partyzantów grupom operacyjnym KBW-UB lub po dosypaniu narkotyków do jedzenia czy alkoholu potajemnie ich mordowali. Główną metodą zwalczania podziemia pozostawała praca agenturalna, uzupełniana w razie potrzeby działaniami grup operacyjnych UB i KBW.


Po 1953 r. w lesie pozostali partyzanci ukrywający się pojedynczo lub w 2-3-osobowych grupkach, którzy jedynie w wyjątkowych wypadkach przeprowadzali akcje z bronią w ręku. Byli oni systematycznie zabijani lub wyłapywani, a nieliczni, którym się udało dotrwać do jesieni 1956 r., korzystając z zachodzących przemian, wyszli z podziemia. Po tej dacie w lesie zostało sześciu partyzantów. Ostatni z nich, sierż. ]ózef Franczak „Lalek”, zginął w październiku 1963 r. w obławie Służby Bezpieczeństwa i Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej.

***

W Iatach 1945-1956 obok organizacji tworzonych i dowodzonych przez ludzi dojrzałych, najczęściej dysponujących doświadczeniem konspiracyjnym nabytym podczas II wojny światowej, pojawiła się stosunkowo najsłabiej zbadana konspiracja młodzieżowa. Dopóki istniały silne, ogólnopolskie struktury podziemne legalna opozycja (PSL), a Związek Harcerstwa Polskiego cieszył się sporą autonomią, dopóty młodzi ludzie o przekonaniach antykomunistycznych tam właśnie odnajdywali enklawy wolności. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych konspiratorzy starszego pokolenia, jeśli nie siedzieli w więzieniach, widząc beznadziejność aktywnego oporu, stosowali różnorodne strategie przystosowawcze. Generacja stająca wówczas u progu dojrzałości doskonale pamiętała ostatnią wojnę i opór wobec komunistów pierwszych lat po niej. Starsze rodzeństwo tej młodzieży walczyło, często z bronią w ręku, o niepodległą Polskę; dorastała ona cieniu „bohaterskich chłopców z lasu”.

W latach 1947-1949 władza ludowa doprowadziła do unicestwienia ogólnopolskiego podziemia i niezależnego ruchu ludowego. Harcerstwo zostało wtłoczone w ramy młodzieżowego ruchu komunistycznego. Przestała istnieć niepodlegająca kontroli aparatu państwowego przestrzeń społeczna. Hanna Świda-Zięba, przedstawicielka opisywanej generacji, tak charakteryzowała sytuację ówczesnej młodzieży: „Pokolenie zostało terrorem wpisane w »makietę scenariusza stalinizmu«, który bazował na podstawach zasadniczo sprzecznych z naszymi podstawowymi wartościami. Niszczył on bowiem każdą myśl samodzielną, zwalczał indywidualizm, nie stwarzał swobodnego wyboru, zasadniczo tępił sceptycyzm (jako szkodliwe »pięknoduchostwo«), racjonalizm (jako wrogi rewolucji pseudoobiektywizm burżuazyjny), zdrowy rozsądek (jako myślenie niezgodne z kategoriami klasowymi), dyskurs i kompromis (jako sprzeczny z regułami walki klasowej, czujności i nienawiści wobec wroga), szacunek dla ludzi »innych przekonań« {wobec czarno-białej wizji świata). Towarzyszyła temu strategia rządzących, która doprowadziła do rozproszenia i zantagonizowania ludzi naszego pokolenia. Świda-Zięba wyróżniła trzy kategorie młodzieży: konwertytów (nawróconych na komunizm), konformistów i niezłomnych. To właśnie ci ostatni podejmowali działalność konspiracyjną w okresie, gdy „dorosłe” podziemie dogorywało. Znakomita większość grup młodzieżowych powstała po 1947 r., a więc w czasie, gdy nie istniały już żadne mechanizmy ograniczające władzę komunistów. Pomimo tego stosunkowo wielu młodych ludzi zaangażowało się w działalność konspiracyjną - z reguły z własnej inicjatywy. Pozostaje pytanie o ich motywacje. W pewnym stopniu odpowiedzieli na nie byli członkowie tych organizacji, którzy w zebranych w latach dziewięćdziesiątych relacjach stwierdzili: „To naturalne, że człowiek chciał w jakiś sposób zapobiec temu, co się działo. Mieliśmy inne zapatrywania, wiedzieliśmy, że to nie jest wolna Polska”; „Najgorsze było to, że ZSRR będąc naszym odwiecznym wrogiem, podawał się za przyjaciela i sojusznika. Ta obłuda i zakłamanie były nie do zniesienia”. Z pewnością obok patriotyzmu i niezgody na zakłamanie na zachowania przedstawicieli tego pokolenia wpływ miała wynikająca z wieku skłonność do ryzyka, chęć przeżycia konspiracyjnej przygody na wzór starszych braci czy typowy, niezależny od ustroju czy szerokości geograficznej młodzieńczy bunt okresu dojrzewania.

Do 1956 r. w Polsce powstało niemal tysiąc podziemnych grup młodzieżowych, przez które przewinęło się ponad 10 tys. osób. Organizacje te można podzielić na kilka kategorii. Najliczniejsze nawiązywały do konspiracji wojennej i powojennej, co wyrażało się m.in. w przybieraniu takich nazw, jak AK, WiN czy NSZ . Dużą grupę stanowiły podziemne drużyny harcerskie. Niektóre organizacje za pierwszorzędny cel stawiały sobie obronę wiary katolickiej, wiele innych miało charakter grup samokształceniowych, część podejmowała działalność propagandową, w niektórych przypadkach także dywersyjną. Choć młodzieżowy opór nie przyjął spektakularnych form, a wynikał z odruchu samoobrony przed ideologizacją szkoły i wszechobecną kontrolą, to aparat represji traktował jego uczestników na równi z dorosłymi. Nieletni konspiratorzy byli aresztowani, torturowani, otrzymywali wyroki wieloletniego więzienia, a niekiedy nawet śmierci.

Nie wiemy dokładnie, ile osób w interesującym nas okresie przewinęło się przez wszystkie organizacje i grupy konspiracyjne. Na podstawie ostatnich badań możemy szacować ich liczbę na 120-180 tys. Niemal połowa z nich wyszła z AK, a następnie działała w ramach DSZ i WiN. Około 30-40 tys. konspiratorów było związanych z podziemiem narodowym, głównie NZW. Mniej więcej tyle samo osób przeszło przez różne lokalne organizacje i grupy konspiracyjne oraz nieafiliowane oddziały zbrojne. Liczby te obejmują członków organizacji oraz grup zbrojnych, pomijają zaś szeroki krąg osób zaangażowanych w pomoc, formalnie pozostających poza organizacją. Grupy zbrojne nie byłyby w stanie przetrwać bez zaufanych kontaktów (tzw. melin), bez oparcia w sieci informatorów uprzedzających o zagrożeniu, bez lekarzy, pielęgniarek i aptekarzy zapewniających pomoc rannym. Dopiero uwzględnienie owego zaplecza pokazuje, ilu ludzi podejmowało ryzyko związane z działaniem na rzecz podziemia.


W 1945 r. w lesie przebywało 13-17 tys. osób, w 1946 r. 6600-8600, zaś po amnestii, w latach 1947-1950 przez oddziały przewinęło się do 1800 partyzantów. Po 1950 r. walkę z bronią w ręku kontynuowało jeszcze 250-400 osób, z tym że po 1953 r. poza kilkoma wyjątkami nie tworzyli oni już grup o charakterze partyzanckim. W sumie przez stałe oddziały leśne przewinęło się w całym omawianym okresie ponad 20 tys. partyzantów.

Do tej pory nie udało się zweryfikować funkcjonujących w historiografii PRL liczb osób zabitych w wyniku akcji podziemia. Według badaczy „walk o utrwalenie władzy ludowej” poległo blisko 12 tys. członków polskich formacji mundurowych (UB, KBW, MO, WP, ORMO), 1 tys. żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy NKWD oraz 10 tys. cywilów. Do ostatniej kategorii zaliczono zarówno aktywistów partyjnych, agentów UB i NKWD, jak też osoby zabite przypadkiem czy ofiary akcji pacyfikacyjnych polskiego i ukraińskiego podziemia przeciwko wsiom zamieszkanym przez „obcą” ludność cywilną. 12 tys. funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa i żołnierzy to cyfra obrazująca całość strat w tej grupie, bez wyodrębnienia, ilu z nich zginęło w walce z polskim podziemiem, a ilu w wyniku działań UPA, pospolitych bandytów lub na skutek częstych wówczas wypadków wynikających z pijaństwa czy nieostrożnego obchodzenia się z bronią.

Nie mniejsze trudności sprawiają próby oszacowania strat organizacji niepodległościowych. Maria Turlejska podaje liczbę 8668 konspiratorów poległych w walce i 79 tys. aresztowanych za pracę na rzecz podziemia. Wśród zabitych figurują także członkowie OUN i UPA, których w latach 1944-1947 poległo ponad tysiąc. Nie wiadomo, jaki odsetek aresztowanych z przyczyn politycznych stanowili członkowie innych niż polskie siatek konspiracyjnych. Według niezweryfikowanych danych w latach 1944-1954 z przyczyn politycznych na karę śmierci skazano ok. 5 tys. osób, ponad połowę kar śmierci wykonano. W historiografii pojawia się liczba 21 tys. osób zmarłych w więzieniach. Gdyby była ona prawdziwa, oznaczałaby, że w więzieniach i obozach panowała ponad 25-procentowa śmiertelność. Tak wysoki odsetek zmarłych, nawet po uwzględnieniu fatalnych warunków, w jakich przebywali aresztowani, musi budzić wątpliwości. Podkreślić też trzeba, że pewna część aresztowanych i skazanych na śmierć to ludzie niezwiązani z polskim podziemiem, co dodatkowo utrudnia oszacowanie strat.

Przy omawianiu zagadnień związanych z podziemiem niepodległościowym nie można uciec od zasadniczego problemu: czym były wydarzenia lat 1944-1956. W 1997 r. na Zamku Królewskim w Warszawie odbyła się sesja naukowa „Wojna domowa czy nowa okupacja Polski po 1944 r.”, w trakcie której starano się odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie. Prelegenci zdecydowanie odrzucali tezę o „wojnie domowej”. Jan Nowak-Jeziorański stwierdził, iż posługiwanie się tym terminem przy opisie ówczesnej rzeczywistości jest „formą antypolskiej agresji”. Według Adama Strzembosza z prawnego punktu widzenia terytorium powojennej Polski w latach 1944-1956 znajdowało się w stanie sowieckiej okupacji wojennej. Inni zgłaszali własne propozycje terminologiczne: „wojna partyzancka”, „wojna chłopska” (ze względu na koncentrowanie się działań na terenach wiejskich). Padła też propozycja, by okres od powstania PKWN do utworzenia Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej traktować jako okupację w czystej postaci, okres późniejszy natomiast ze względu na międzynarodową legitymację tego i kolejnych rządów - jako sowieckie dominium.

Nie ulega wątpliwości, że bez obecności Armii Czerwonej i NKWD objęcie władzy przez komunistów ani utrzymanie jej byłoby niemożliwe. Twierdzenie, iż w 1944 r. Sowieci pomogli polskim komunistom zdobyć rządy, jedynie pozornie odzwierciedla ówczesny stan rzeczy. Bliższe prawdy byłoby twierdzenie, że polscy komuniści objęli władzę z woli Józefa Stalina. Sowieci nie pomagali PPR w walce o władzę, lecz przekazywali polskim komunistom administrowanie zajmowanymi przez Armię Czerwoną terenami, pozostawiając sobie prawo do ingerowania we wszystkie dziedziny życia „wyzwalanego” kraju. Miejscowi komuniści pełnili rolę wykonawców płynących z Kremla poleceń i ani przez moment nie byli partnerem Związku Radzieckiego. Nie można więc mówić o wojnie domowej, podczas której jedna strona otrzymuje pomoc zewnętrzną, gdyż polscy komuniści nie uzyskali podmiotowości. Faktyczną stroną konfliktu był ZSRR, a nie PPR czy „ludowa” Polska.

Nie można jednak zaprzeczyć, że komuniści zdołali włączyć w walkę o „Polskę Ludową” wielu ludzi z różnych warstw społecznych. Wiosną 1945 r. PPR miała 300 tys. członków, a w 1948 r. już 900 tys. Podziemie niepodległościowe zwalczali Polacy pracujący w UB, MO, pełniący służbę w KBW czy ORMO. Jedynie nieznaczny odsetek zabitych przez podziemie stanowili obywatele sowieccy, przytłaczająca większość ofiar walk i egzekucji była etnicznymi Polakami. I choć bez wątpienia nie był to stan wojny domowej, to określenie „walki bratobójcze” znajduje pełne uzasadnienie.

Polskie podziemie niepodległościowe i jego formacje zbrojne były pierwszym przeciwnikiem, z którym komunistyczny aparat bezpieczeństwa podjął walkę. Z analizy akt wytworzonych przez tenże aparat wynika, że do końca 1945 r. to właśnie podziemie uznawane było za najpoważniejsze zagrożenie dla nowej władzy, przeciwko niemu kierowała ona gros sił. W 1946 r. nastąpiło przesunięcie akcentów i za „równie niebezpieczne” uznano Polskie Stronnictwo Ludowe. Ofensywa aparatu bezpieczeństwa w drugiej połowie 1946 r., zakończona amnestią 1947 r., doprowadziła do tak głębokiej destrukcji podziemia, że przestało ono być rzeczywistym zagrożeniem. Rozbicie centralnie koordynowanego podziemia zamknęło pierwszy, niewątpliwie najbardziej krwawy okres walki komunistów o władzę. Dopiero jego likwidacja umożliwiła podjęcie działań przeciwko kolejnym „wrogom klasowym”.


Jest to wstęp do wydanego przez Instytut Pamięci Narodowej w 2007 roku „Atlasu Polskiego Podziemia Niepodległościowego 1944 – 1956”. Warszawa – Lublin 2007
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
nunek87

Dołączył: 07 Wrz 2009
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 18:19   

o tym okresie fajnie poczytać w książkach pana płk. Stanisława Wałacha.

S. Wałach - Świadectwo tamtym dniom...
S. Wałach - Partyzanckie noce
S. Wałach - Był w Polsce czas
_________________
Tolerancja jest cnotą ludzi bez przekonań !
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 18:23   

Stek bzdur i kłamstw jest w tych książkach.

Wałach to oficer Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, pułkownik Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa bezlitośnie zwalczającego podziemie niepodległościowe min. na Podhalu i u nas na Sądecczyźnie zaraz po zakończeniu II wojny światowej.

Komunistyczny propagandowy paszkwil.

Tego typu "historycznych" książek nie brakuje.
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
nunek87

Dołączył: 07 Wrz 2009
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 18:50   

no ja zacząłem czytać dopiero jedną książkę. Mimo wszystko postaram się przeczytać wszystkie 3 by mieć jakieś rozeznanie i się wypowiedzieć.
Póki co poleciłem te książki bo wydały się ciekawe. tzn pierwsza a że mam trzy to wymieniłem wszystkie.
Nie znałem sytuacji o której piszesz, ale dobrze wiedzieć jak było.
Co polecasz do czytania z tamtego okresu jako kontrargument do w/w książek ?
_________________
Tolerancja jest cnotą ludzi bez przekonań !
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 19:21   

Terlecki R, Tarcza i miecz komunizmu. Historia aparatu bezpieczeństwa w Polsce
1944-1990,



Tajne oblicze GL-AL i PPR. Dokumenty. T. 1–3. Warszawa: Burhart Edition, 1997–1999 (wybór i opracowanie: Marek Jan Chodakiewicz, Piotr Gontarczyk, Leszek Żebrowski)



Żołnierze wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku. Warszawa: "Volumen", 1999 (wybór i opracowanie: Grzegorz Wąsowski, Leszek Żebrowski)

_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
Bianconeri

Dołączył: 06 Paź 2004
Wysłany: Sob Kwi 27, 2013 08:35   

http://www.dziennikpolski...rzywrocony.html
_________________
GDZIE KUCHAREK SZEŚĆ TAM WIÓRY LECĄ
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
figielHLN


Dołączył: 17 Kwi 2012
Wysłany: Nie Kwi 28, 2013 15:17   

Cytat:
Rok temu wziął udział w uroczystościach z udziałem kibiców Sandecji w kościele św. Ducha, gdzie uczczono pamięć Żołnierzy Wyklętych.
_________________
Ci ludzie, ta wiara i pasja
SANDECJA - jesteśmy dumą naszego miasta
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Nie Kwi 28, 2013 16:23   

Jakieś owoce naszej działalności są jak widać :)
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Czw Sie 22, 2013 10:34   

Oficjalnie:

Na Powązkach odnaleziono i zidentyfikowano szczątki mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", legendarnego dowódcy V Wileńskiej Brygady AK, bohatera walk z reżimem komunistycznym, zamordowanego przez reżim. Również odnaleziono i zidentyfikowano szczątki mjr. Hieronima Dekuotwskiego "Zapory" - żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnego, dowódcy oddziałów partyzanckich AK, DSZ i Zrzeszenia WiN również zamordowanego przez komunistyczny reżim.

Pozostałe zidentyfikowane nazwiska naszych bohaterów:

http://www.kresy.pl/wydar...ierzy-wykletych


mjr Zygmunt Szędzielarz "Łupaszka"



mjr. Hieronim Dekuotwski "Zapora"
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
wborzecki@gmail.com

Dołączył: 29 Kwi 2009
Wysłany: Sro Sie 28, 2013 19:51   

POWIEDZ MOJEJ BABCI ŻE ZACHOWAŁAM SIĘ JAK TRZEBA...http://wpolityce.pl/artykuly/61220-powiedzcie-mojej-babci-ze-zachowalam-sie-jak-trzeba-67-lat-temu-po-brutalnym-sledztwie-inka-zostala-zamordowana
_________________
"SĄ W TYM KRAJU LUDZIE,KTÓRZY NIE POTĘPIAJĄ JUDASZA ZA TO,ŻE ZDRADZIŁ
ALE ZA TO, ŻE TAK MAŁO WZIĄŁ"Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
Kazek G f H


Dołączył: 06 Mar 2008
Wysłany: Czw Lis 14, 2013 08:32   

Jerzy Kułak, Czarna legenda” powojennego podziemia niepodległościowego, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, nr 5(28), maj 2003, str. 61-72).


Dziesiątki lat nieprzerwanego kłamstwa, czyli jak Jacek Kuroń, literaci z UB i inni tworzyli czarną legendę Żołnierzy Wyklętych.

Powojenne podziemie niepodległościowe zwalczane było nie tylko przez siły Urzędów Bezpieczeństwa, oddziałów NKWD i KBW czy milicji. Jeden z podstawowych elementów walki ze społecznym oporem to także propaganda, której celem było odebranie społeczeństwu zbiorowej pamięci o tym niezwykłym, na miarę powstania styczniowego, wysiłku zbrojnym.

W kilku województwach działania zbrojnego podziemia osiągały rozmiary lokalnych chłopskich powstań antykomunistycznych. Być może właśnie skala tego oporu zmusiła władze komunistyczne do tak zaciekłej walki politycznej nawet kilkadziesiąt lat po zdobyciu władzy, bo przeciwnika trzeba było zniszczyć nie tylko fizycznie, ale i moralnie w pamięci społecznej, by odebrać wolę oporu wobec komunistycznej władzy.

Zapoczątkowane w 1944 r. działania propagandy kierowane do społeczeństwa przez wyspecjalizowane instytucje w rodzaju wojewódzkich urzędów informacji i propagandy, podporządkowanych MSW (do 1947 r.), a następnie wojewódzkich wydziałów propagandy, podporządkowanych MSW i PZPR, kontynuowano także po 1956 r., praktycznie niemal do 1989 r. Zasady pisania o powojennym podziemiu niepodległościowym były niezmienne: "przez czterdzieści lat wolno było pisać tylko źle. Do 1989 r. nie ukazała się ani jedna książka, wspomnienia czy tekst, w których wystawiono by pozytywną opinię o podziemiu."

ZATRUTE KSIĄŻKI, ARTYKUŁY, PRZEDSTAWIENIA, FILMY

Książki, w których zamieszczano zmyślone historie dotyczące działań powojennego podziemia, wydawano w olbrzymich, kilkudziesięciotysięcznych nakładach, zwielokrotnianych przez kolejne wydania. Tę swoistą „literaturę piękną” uzupełniano „wspomnieniami” funkcjonariuszy UB, którzy dosłużyli się w walkach „z bandami” wysokich stopni oficerskich: kapitanów, majorów, pułkowników, a niektórzy nawet zdobyli szlify generalskie. Postaci członków powojennego podziemia prezentowano w sposób jednolity, jako krwawych bandytów, którzy mordowali niewinnych ludzi oraz wszystkich wprowadzających w Polsce nowy ustrój.

Taki sposób pisania o podziemiu obowiązywał także w publicystyce prasowej. Prezentowanie działań podziemia niepodległościowego w konwencji „czarnej legendy” miało ten skutek, że nawet część uczestników tej walki, członków konspiracyjnych struktur, uwierzyła w to, że byli „bandytami”. Książki te były jedynymi publikacjami, w których mogli przeczytać o sobie, nabierały zatem podwójnego znaczenia.

Ludzie bali się mówić nawet wśród najbliższych o tym, jak było naprawdę, a równocześnie bombardowani przy każdej okazji przez oficjalną propagandę kreującą ich na „reakcyjnych bandytów”, powoli, niedostrzegalnie, przyjmowali tę propagandę.

Nie tylko publikacje książkowe i prasowe kształtowały „czarną legendę” o powojennym podziemiu. Ta dziedzina propagandy była także przedmiotem sztuk teatralnych i filmów fabularnych, w których w podobny sposób starano się zohydzić ludzi walczących o niepodległość kraju. W filmach znanych reżyserów występowali najpopularniejsi aktorzy. Przedstawiali oni członków organizacji konspiracyjnych jako bezwzględnych morderców, łasych na pieniądze bezideowców dopuszczających się bezprzykładnych okrucieństw, i wreszcie – zwykłych tchórzy.

W większości prac z tamtych lat punkt ciężkości kładziono na kwestie podważające dorobek Armii Krajowej w walce z niemieckim okupantem, bo wiadomo – większość powojennych „band” wywodziła się przecież z Armii Krajowej. Trzeba było więc ten czas i ludzkie postawy lat 1939-1944 przedstawić w innej – zgodnej z oczekiwaniami partii komunistycznej – wersji.

SZTYLET „BUREGO” I JEGO AUTOR

Autor wydanej w 1965 r. w serii Żółtego Tygrysa książeczce Sztylet „Burego” w nakładzie 160 tys. egzemplarzy, tak pokrótce scharakteryzował sytuację polityczną:

Na terenie województwa białostockiego najszybciej i najliczniej rozwinęła się w okresie okupacji Armia Krajowa. W szeregi jej wstępowali przeważnie wszyscy ci, którzy pragnęli z całego serca walki z faszystami, gorąco miłowali ojczyznę [...]. O polityce zaś albo nie mieli pojęcia, albo ich ona w ogóle nie obchodziła. [...]. Nie przychodziło im na myśl, by ich zapał i poświęcenie mogły być przez dowództwo zaprzepaszczone w imię jakichś niezrozumiałych dla nich celów [...] Białostocki okręg AK [...] na trzy miesiące przed wyzwoleniem [...] dysponował świetnie wyszkoloną kadrą: 390 przedwojennych oficerów, 365 podchorążych, 7320 podoficerów. Ile pułków można było rzucić do walki z faszystowskim okupantem, dysponując taką kadrą? A tak…

[...] Narodowe Siły Zbrojne [...] Dwanaście komend powiatowych. 6752 członków [...] 7 luźnych oddziałów bojowych. W każdym – 200 osób. Uzbrojenie… Wykaz broni ręcznej i automatycznej, maszynowej, artylerii, moździerzy [sic!], amunicji, min zajmuje kilka stron maszynopisu [...].

Jest to znana teza o „staniu z bronią u nogi”, zamiast walki z niemieckim okupantem, którą tak naprawdę prowadziła tylko komunistyczna Armia Ludowa.

Autor Sztyletu „Burego” pisał dalej:

Każdy dzień przynosi fakty, które świadczą, że Polska Partia Robotnicza składa się z działaczy, którzy ponad wszystko stawiają interes narodu. Stopniowo też zmienia się świadomość akowców. Prawdziwi mściciele, patrioci [...] odchodzą do ludowego wojska, obejmują stanowiska w administracji, przemyśle, milicji. Pod szyldem [...] Armii Krajowej pozostaje już tylko dowództwo [...] przeżarte nienawiścią do wszystkiego, co nowe. Zostaje też nieliczna kadra wiernych wychowanków [...].

Oczywiście, te słowa stałyby się bardziej zrozumiałe, gdyby czytelnik mógł – co wówczas było niemożliwe – zajrzeć do akt personalnych autora i z nich dowiedzieć się, że Norbert Zenon Pick (urodzony w 1922 r., pochodzenia robotniczego, narodowości żydowskiej, mający wykształcenie średnie) to pułkownik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, m.in. w 1948 r. szef Sekcji 3 Wydziału II Departamentu II (kartoteki) MBP. Ostatni przydział: naczelnik Wydziału IV Biura „T” (podsłuchy) MSW. Zwolniony w 1958 r.

KOLEJNY LITERAT Z UB

Jeszcze bardziej znanym na ziemiach północno-wschodniej Polski pisarzem-specjalistą od „band reakcyjnego podziemia” był Aleksander Omiljanowicz. Być może wiele mówiącą informacją będzie to, że i ten literat to były funkcjonariusz referatu do spraw walki z bandami Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Suwałkach, szef PUBP w Iławie i Nidzicy. Wsławił się m.in. osobistym udziałem wiosną 1946 r. w aresztowaniach członków Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” w czasie operacji rozbicia inspektoratu suwalsko-augustowskiego Komendy Okręgu WiN Białystok. Zatrzymani żołnierze Polski Podziemnej byli wówczas bici. Kilkakrotnie umknął spod kul patroli samoobrony WiN Obwodu Suwałki. Mimo wielu podobnych „zasług” został skazany w 1948 r. przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie za tolerowanie stosowania tortur wobec przesłuchiwanych autochtonów, mieszkańców Warmii i Mazur, którzy mieli szczęście przeżyć jego śledcze metody.

W latach siedemdziesiątych był wziętym autorem licznych publikacji o walce z okupantem niemieckim i powojennym reakcyjnym podziemiem w Suwalskiem, członkiem kierownictwa białostockiego Zarządu Okręgu Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, gdzie wspólnie z kolegami z dawnego UBP nadal uprawiali politykę zwalczania „faszystowskiej reakcji”. Obecnie białostocki oddział IPN prowadzi przeciwko niemu śledztwo w związku ze stosowaniem „niedozwolonych środków przymusu fizycznego” wobec żołnierzy podziemia niepodległościowego na Suwalszczyźnie.

RYNGRAF Z TRUPIĄ CZASZKĄ, CZYLI OBRAZ WROGA

Jaki zatem był obraz „dowódców bez armii” przedstawiany społeczeństwu przez komunistycznych historyków? Jakie miejsce w historii wyznaczali im literaci z kręgów Wydziału Propagandy Komitetu Wojewódzkiego PZPR? Komendant Okręgu Białystok Narodowego Zjednoczenia Wojskowego ppłk Władysław Żwański „Błękit” -

[...] to notoryczny pijak, despota, grabieżca łupów dla swojej korzyści [...].

Syn Żwańskiego – Zbigniew, pseudonim „Noc” [...] działa na terenie powiatu Łomża, gdzie dał się poznać jako terrorysta i morderca. „Błękit” sam udziału w napadach i morderstwach nie brał. Od bandytów otrzymuje obfity haracz łupów [...][4].

Według autora tych słów, wspomnianego Omiljanowicza, odbywało się to w następujący sposób:

„Błękit”, nie podnosząc się zza stołu, przepitym wzrokiem zmierzył przybyłego [...]:
- Napijesz się? – spytał „Mściwego”, wskazując na stojącą butelkę z wódką.
- Jeżeli pan pułkownik łaskaw…
Żwański nalał sobie i „Mściwemu” po pół szklanki wódki. Wypili.
- Z czym przybywasz? – „Błękit” podniósł na „Mściwego” zaczerwienione od pijaństwa oczy.
- Po pierwsze przynoszę upominki od naszych ludzi – rzekł „Mściwy”, odpinając torbę, bo aż nazbyt dobrze wiedział, od czego zaczynać „sprawozdanie” przed panem pułkownikiem.
„Błękit” wyciągnął rękę. „Mściwy” wygrzebał z polowej torby sporą paczkę banknotów i podał je watażce.
- Wszystko? – spytał z niedowierzaniem Żwański.
- Nie – odparł szybko „Mściwy” i położył na stole wydobyte z torby niewielkie zawiniątko. W zawiniątku było kilka zegarków, pierścionki i jakieś kolczyki [...].


Według Feliksa Sikorskiego, także funkcjonariusza resortu bezpieczeństwa, autora książeczki wydanej w serii Żółtego Tygrysa zatytułowanej Ryngraf z trupią czaszką (nakład 210 tys.), ppłk Aleksander Rybnik „Jerzy”, zastępca prezesa Okręgu Białostockiego WiN, skompromitował się współpracą z najbardziej reakcyjną częścią podziemia, bo z kolaborującymi z Niemcami Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Autor pisał:

Kilka lat temu podobno nie odpowiadał mu program tej skrajnie nacjonalistycznej organizacji, nie cofającej się przed współpracą z hitlerowcami, ale teraz [w 1945] wspólny interes polityczny [...] połączył wszystkich partnerów bez względu na przynależność.

Z kolei zastępca dowódcy 6. Wileńskiej Brygady AK por. Władysław Łukasiuk „Młot” to – jak byśmy dziś powiedzieli – osoba niepełnosprawna, „powłóczy bowiem nogą usztywnioną po nieszczęśliwym upadku z konia”. Jednak – jak pisze Sikorski – „sztywna noga nie przeszkadza mu [...] kraść, mordować, a w WiN dosłużyć się stopnia porucznika”.
Legenda białostockiego podziemia, słynny dowódca Kedywu[6] w Komendzie Obwodu AK Wysokie Mazowieckie oraz dowódca oddziału partyzanckiego AK-WiN kpt. Kazimierz Kamiński „Huzar”, to: jeden z najbardziej krwawych i najdłużej ukrywających się hersztów podziemia, pochodził z rodziny bogacza wiejskiego [...]. Notoryczny kawaler z wyraźnymi skłonnościami do sadyzmu [...], podczas okupacji [niemieckiej] [...] współdziałał z okupantem, wydając w ręce gestapo działaczy lewicowych i partyzantów radzieckich. Po wyzwoleniu [...] skupił wokół siebie przede wszystkim synów bogaczy wiejskich i ludzi spod znaku okupacyjnej organizacji „Miecz i Pług”, głoszącej jawnie faszystowsko-nacjonalistyczny program polityczny.

Swych podwładnych traktowali – rzecz jasna – jak śmieci:

Pan major nie mógł sobie tej obelgi darować. Gdy samochód znikł, dopadł jednym skokiem swojego obserwatora, chwycił go za klapy munduru i zasyczał:
„Pędzelek”!… „Pędzelek”! Łajdaku! Ty słyszysz?! Majora „Łupaszkę” wystawiłeś na pośmiewisko?… Chamie! Ciężko mi za to zapłacisz!!!
Puścił go nagle, chwycił szpicrutę i z rozmachem ciął nią zmartwiałego obserwatora na odlew przez twarz jak szablą.


Tak zachowywał się ten krwawy „Łupaszka”, dowódca, za którego jego żołnierze gotowi byli umierać, gdyby tylko tego od nich zażądał.

OD FAŁSZYWEJ HISTORII DO POLITICAL FICTION

Tak scharakteryzowane postaci to punkt wyjścia do nakreślenia sylwetek bohaterów fikcyjnych, istniejących tylko w wyobraźni autorów książek z dziedziny, którą dziś określilibyśmy political fiction. Do tej kategorii książek niewątpliwie należy wydana w 1960 r. w nakładzie 20 tys. książka zatytułowana „Rudy” zostawia ślad. Jej autor, bliżej nieznany Władysław Jarnicki, akcję umieścił w latach czterdziestych na terenie powiatu ostrołęckiego (województwo warszawskie) oraz w Warszawie. Opisał w niej działalność nieistniejącej w rzeczywistości Kwatery Głównej Obszaru Wschodniego NSZ. Jej dowódcą był tytułowy „Rudy”, który w końcu okazał się szanowanym w Warszawie lekarzem. Za pomocą przenoszonej w walizce radiostacji kontaktował się z działającym w powiecie ostrołęckim komendantem Obwodu Wschodniego mjr. „Kretem”, który także dysponował radiostacją. „Kretowi” z kolei podlegało kilka band tworzących razem VI Partyzancką Brygadę Wileńską NSZ. Mjr „Kret” jeszcze w 1947 r. przekazywał „Rudemu” przez radiostację raporty oraz otrzymywał z Zachodu drogą lotniczą zrzuty broni. To jedna z najbardziej bzdurnych informacji, na jakie można natknąć się w tego typu literaturze. Oto kim był mjr „Kret”:

Już przed wojną [...] był zatrudniony na kierowniczym stanowisku w II Oddziale Sztabu Generalnego, w stopniu kapitana. Jednocześnie pracował, za słone pieniądze, dla wywiadu francuskiego. W ogóle sprawia on wrażenie człowieka bezideowego, zainteresowanego głównie zyskami materialnymi [...], ale to raczej tylko powłoka, pod którą krył się typowy faszysta. [...] Podczas okupacji został agentem gestapo [...]. W 1944 roku [...] po zlikwidowaniu oddziału partyzanckiego Armii Ludowej, w porozumieniu z szefem gestapo [...] przeszedł na stronę radziecką [...] i zgłosił się [...] do pracy w milicji [...].

Obraz ten byłby niepełny, gdyby autor nie wyposażył mjr. „Kreta” we wszelkie cechy tchórza, zgodnie bowiem z obowiązującym schematem ludzie ci byli pozbawieni jakichkolwiek pozytywnych cech. Aresztowani – poniżali się, błagali o litość, chociaż wcześniej litości tej nie mieli dla mordowanych przez siebie niewinnych istot. Taki właśnie był mjr „Kret”.

Ten nieuchwytny, genialnie zręczny, wielbiony przez jednych, przeklinany przez drugich wódz świetnie zorganizowanej bandy, odważny aż do szaleństwa – nie zaciął się w dumnym milczeniu, nie usiłował odebrać sobie życia, nie próbował się nam w żaden sposób przeciwstawiać. Nie, wprost przeciwnie – sypał.

Blady jak śmierć, z obwisłymi policzkami i drgającymi nerwowo dłońmi wydawał nazwiska i miejsca pobytu wszystkich znanych mu członków bandy [...].

Drogą radiową skontaktowaliśmy się z sąsiednimi powiatami. Rozpoczęły się masowe aresztowania. Do północy na terenie samej Ostrołęki i jej okolic zatrzymaliśmy ponad trzysta osób [...] W Warszawie aresztowano pięć osób, w tym trzy piastujące dość poważne stanowiska w PSL


- opowiadał bohater książki, dzielny funkcjonariusz WUBP w Warszawie, por. Hubert Gren Podobnie przedstawiano dowódcę mjr. „Kreta”, tytułowego „Rudego”, który przesłuchiwany przez oficerów UB ujawnił swe prawdziwe oblicze pozbawionego skrupułów reakcjonisty:

Majewski milczał chwilę z twarzą zaciętą, złą. Potem zaczął mówić: [...] Nienawidzę was, nienawidzę… Nienawidzę tego polskiego skarłowaciałego ludku, głupiego, leniwego i niechlujnego, który chce robić Bóg wie co, choć sam nic nie umie. Nienawidzę waszych ideałów, w które sami nie wierzycie, nienawidzę….

Obaj dowódcy musieli być przedstawieni w takim właśnie świetle, bo przecież skutki ich działalności były straszne. Władysław Jarnicki tak opisywał to, co zobaczyli funkcjonariusze UB na rozbitym przez bandę, zasłanym trupami posterunku milicji gdzieś w powiecie ostrołęckim:

Weszliśmy pospiesznie do aresztu. Oczom naszym ukazał się przerażający widok. Na kratach wisiał, tyłem do nas odwrócony, nagi mężczyzna. Z rozciętego brzucha wypływały na ziemię wnętrzności. W wykrzywionych agonią rysach rozpoznaliśmy twarz starszego referenta Milczarka z powiatowego Urzędu. Zdjęliśmy go ze sznura. Ręce i nogi miał połamane. Na jednym ramieniu, aż po łokieć, widoczne było pasmo skóry zwęglone od przypalania [...]. Z podobnym widokiem, z podobną sytuacją stykaliśmy się ostatnio tak często, że zobojętniały nie tylko moje oczy, ale serce i nerwy.

Lista zbrodni dokonanych przez bandytów od „Kreta” nie miała końca. Ścigająca ich grupa operacyjna udała się do domu sekretarza partii.

W mieszkaniu zapłakana żona tuliła do siebie dwunastoletnią córkę. Z zeznań jej wynikało, że było tu osiemnastu ludzi w mundurach, z ryngrafami na piersiach [...]. Dwóch z nich wpadło do mieszkania i zanim mąż zdążył wystrzelić z pepeszy, powalili go na ziemię i związali [...]. Mnie i Kasię bardzo bili – zeznawała dalej kobieta głosem zduszonym od wewnętrznego szlochu – a potem nas obie… – tu uczyniła bezradny gest wskazujący na rozdartą odzież i zmierzwioną pościel. – Błagałam, żeby oszczędzili dziecko, ale wtedy jeden kopnął mnie w brzuch i… chyba zemdlałam [...].
W tym czasie na poczcie zeznawała inna kobieta:

[...] Kierownika dobił ten mały. Strzelił w tył głowy. Rzuciłam się na niego. Chciałam mu wyrwać pistolet. Uderzył mnie kolbą w głowę i przewróciłam się na podłogę. Kiedy oprzytomniałam… leżał na mnie i… – zasłoniła twarz dłońmi. Po chwili mówiła dalej.

- Zaczęłam się szamotać. Czuć było od niego wódkę. Drapałam go po twarzy [...] Krzyknął. Był wściekły. Uderzył mnie w twarz bagnetem i zawołał: „A masz, ty kurwo ubowska, na pamiątkę po mnie!”.


CZARNY CHARAKTER „TOK” I JEGO TWÓRCA

Kolejnym „szwarccharakterem” powojennych opowieści był fikcyjny „Tok”, zastępca dowódcy bandy działającej w Suwalskiem.

Nikt nie znał jego przeszłości i jego nazwiska. Był rosłym, dobrze zbudowanym mężczyzną około czterdziestki, o ryżych włosach i dziobatej twarzy [...], uchodził za mruka. Był to zarazem wyrafinowany i zimny morderca. On zawsze wykonywał wyroki na członkach partii, oficerach Wojska Polskiego, milicjantach. On okrutnie torturował ludzi sprzyjających nowej władzy. Był gotów każdego zabić, wszystko podpalić, ograbić. Baliśmy się go jak ognia, bo kilku naszych – to znaczy bandytów – jakoby podejrzanych o chęć dezercji lub przychylne wyrażanie się o poczynaniach nowej władzy, „Tok” także rozwalił. Czasami po pijanemu „Tok” zaczynał przeklinać nas po niemiecku lub śpiewać hitlerowskie piosenki, co nas także nie dziwiło, bo w bandzie niewiele rzeczy mogło człowieka zadziwić

- zwierzał się autorowi opowiadania, wspominanemu już Aleksandrowi Omiljanowiczowi, nawrócony bandyta.

Kim był „Tok”? Odpowiedzi na to pytanie udzielił powołany do życia przez autora znany działacz partyjny z powiatu, niejaki Ludwik Kowalewski. Przemawiał na wiejskim zebraniu. Podsłuchiwał go wspomniany, nawrócony później, członek „bandy”, który leżał na strychu domu, gdzie odbywało się zebranie. Właśnie przeżywał rozterki duchowe. Coś jednak się w nim zmieniało:

Pierwszy raz słuchałem kogoś, kto reprezentował nową władzę, którą zwalczałem. Nie, to nie znaczy, że ja z nim się zgadzałem. On był działaczem PPR, a ja bandytą, który mógł go w każdej chwili zastrzelić. Ale było coś w jego słowach, w sposobie mówienia, czego nie umiem wytłumaczyć, a co przykuwało moją uwagę.

Widziałem przez szparę, że i chłopi słuchali go coraz uważniej [...].

Naraz wstrzymałem oddech. Padały słowa: bandy, podziemie, terror, morderstwa [...]. Kowalewski mówił o bezsensowności bratobójczej walki. I naraz padł pseudonim mojego dowódcy – „Toka”. Mówca spytał, czy chłopi wiedzą, kim jest z pochodzenia „Tok”, ten morderca, rabuś, tak zaciekle zwalczający władzę ludową [...]

- „Tok” nazywa się Otto Wilkuschek, jest volksdeutschem ze wsi Zagórze, przed wojną był w piątej kolumnie hitlerowskiej. Podczas wojny był w jednym z powiatów Białostocczyzny najpierw w Selbstschutzu, a potem Jagdkommandzie, które tropiło partyzantów AK. Brał udział w pacyfikacjach wsi, a między innymi Wólki, gdzie spalono prawie całą wieś i wymordowano jej mieszkańców. Rozstrzeliwał ludzi…

- Nie, to niemożliwe! – pomyślałem sobie. – To propaganda! A więc „Tok” miałby pacyfikować moją wieś…? Może rozstrzelał mojego ojca…?

[...] „Tok” był aresztowany i za zbrodnie wojenne skazany na karę śmierci. Umknął z więzienia, gdzie czekał go stryczek. Trafił do bandy, został dowódcą [...]. Starałem się odepchnąć od siebie to, co usłyszałem, że „Tok” to hitlerowski zbir, że w czasie wojny rozstrzeliwał ludzi, palił wsie i moją wieś spalił, tropił partyzantów i być może kiedyś strzelaliśmy do siebie [...] Czerw zwątpienia zaczynał mnie drążyć coraz bardziej.

Kowalewski mówił dalej o likwidacji band i podziemia, o tym, co będzie w gminie za rok, dwa, pięć [lat]. I mówił o tym tak prosto, swojsko jak gospodarz, który wie, co gdzie posiać, posadzić, wybudować. Nic chłopom nie obiecywał, a mówił o wspólnej pracy, o ciężkiej drodze, którą trzeba przebyć.

Co działo się ze mną na tym strychu urzędu gminnego? On wierzył w to, co mówił, bo takich rzeczy nie mówi się bez wiary. Coś załamywało się we mnie, synu chłopskim, żołnierzu Września, partyzancie AK, a wtedy bandycie z szajki „Toka”.

Albo taki Surowiecki „Szabla”, który przeprowadzał bandycki zwiad w terenie na rozkaz Zygmunta Wasilewskiego „Martina” – dowódcy bandy terrorystyczno-rabunkowej w Augustowskiem. Omiljanowicz uczynił z „Szabli” agenta Abwehry od 1940 r., którego w dowód uznania dla jego pracy skierowano w 1941 r. do szkoły wywiadu i dywersji Abwehry koło Królewca. Następnie „Szabla” wykonywał zadania dywersyjne aż pod Witebskiem na Białorusi, po czym wolą autora powrócił w Augustowskie, gdzie wstąpił w szeregi AK. Oczywiście w 1944 r. podjął walkę z „władzą ludową”. Nadal pracował w wywiadzie, tyle że teraz „celował w zdobywaniu informacji, u kogo można co cenniejszego zrabować, kto jest członkiem PPR, kto mówi pozytywnie o władzy ludowej lub nienawistnie o bandach”.

Jedną z ofiar fikcyjnego „Szabli” był Jan Szostak, według Omiljanowicza żołnierz AK, który po lipcu 1944 r. chciał walczyć z Niemcami, wstąpił więc do ludowego wojska. Ranny, po kilku miesiącach wrócił ze szpitala do domu.

Zza wzgórz zamajaczyły dachy zabudowań Czarnuchy. Pamiętał ostrzeżenie dowódcy jednostki, żeby uważał na siebie, gdyż bandy mordują wracających do domu żołnierzy. Był ojcem siedmiorga dzieci. W myślach widział teraz ich twarze. Zapukał do okna. Skrzypnęły drzwi. Wyjrzała żona.
- Jasiu…
- Ziutka…
Załkali oboje i długo stali przytuleni do siebie na progu chaty. Potem brał kolejno w ramiona dzieci. W domu Jana Szostaka zapanowała wielka radość.
Upłynęły cztery dni i nadeszła noc z 22 na 23 marca 1945 roku. Dzieci już spały, jedynie on z żoną krzątał się po izbie. Wtem usłyszał podejrzany szmer, jak gdyby ktoś skradał się pod ścianami domu [...]. Otworzył. Wpadli z krzykiem: Ręce do góry! i przyparli go lufami pistoletów maszynowych do ściany. Szostak poznał Zygmunta Wasilewskiego „Martina”, Mieczysława Surowieckiego „Szablę” i innych [...].
- Gdzie syn Czesław? – spytał „Martin”.
- Śpi – odrzekł cicho Szostak.
Ściągnęli chłopca z łóżka i postawili przy ojcu [...]. Żona i obudzone dzieci podniosły lament, płacz, prośby [...].
- Zygmunt, Mietek, sąsiedzi, wspomnijcie, jak razem w oddziale… Ja akowiec, ja krew za Ojczyznę, za Warszawę, dla kawałka ziemi… – zajęczał Szostak.
- Milcz! – doskoczył do niego „Martin” i uderzył go pięścią w twarz.
- Darujcie! – krzyknęła [...] Szostakowa, ale uderzona kolbą rewolweru w twarz, zamilkła. [...]
- Polacy, bracia, darujcie chociaż Cześkowi, on ma dopiero osiemnaście lat, nie na oczach rodziny! W imię ojca i syna…
Nie dokończył. „Martin” strzelił mu trzy razy w twarz z pistoletu, a „Szabla” do Czesława.
- Rabować, zabierać wszystko, wszystko – krzyknął herszt.

Zgraja rzuciła się do szafy, do schowków. Chociaż w tej chacie nędza szczerzyła zęby z każdego kąta, bandyci zabierali dziecinne ubranka, naczynia kuchenne, pościel, nawet ostatnie podarte pantofle Szostakowej. Surowiecki chciał spalić dom, a w nim wdowę z dziećmi i zamordowanymi, gdyż w hitlerowskim wywiadzie był przyzwyczajony do takiej roboty, powstrzymał go jednak „Martin” i inni. Obawiali się, że łuna pożaru szybko sprowadzi pościg. U meliniarza w Osowym Grądzie dzielili uczciwie łup z rabunku. Samogonem zapijali udaną akcję, planując następną.

Jan Szostak to postać jak najbardziej prawdziwa. Również data jego śmierci jest prawdziwa. Jednak przyczyny śmierci były zgoła inne. W aktach sprawy karnej komendanta okręgu Armii Krajowej Obywatelskiej Białystok, ppłk. Władysława Liniarskiego „Mścisława”, skazanego w 1946 r. na karę śmierci, znajduje się pismo tegoż „Mścisława” z 25 lutego 1945 r. – miesiąc przed opisywanym wydarzeniem – adresowane do inspektora suwalsko-augustowskiego AKO kpt. „Zemsty” z dopiskiem: sprawa pilna. Jest to lista konfidentów Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie. Wśród 18 nazwisk pod pozycją nr 8 znajduje się następujący zapis: „Szostak Jan – Augustów, zbiera kontyngent machorki – niebezpieczny”. Jest to jedyna osoba, przy której znajduje się na tej liście dopisek „niebezpieczny”. Czy rzeczywiście wcześniej był członkiem AK – niewykluczone, chociaż fakt ten mógł być – jak wiele innych – również zmyślony przez autora w celu wzmocnienia efektu. Jak można się domyślać, wywiad AK zdobył tę listę od swego agenta pracującego w WUBP. W ciągu najbliższych kilku miesięcy jeszcze kilka osób na niej umieszczonych zostało zlikwidowanych przez patrole samoobrony Obwodu WiN Augustów.

UZBROJENI PO ZĘBY

Reakcyjne bandy zawsze opisywano jako bardzo liczne i świetnie uzbrojone. To miało usprawiedliwiać zakres stosowanych przez UB represji i wyolbrzymiać jego dzieło rozbicia faszystowskiej partyzantki, gdy „tak nieliczni dokonali tak wiele”.

Jeszcze w momencie zajmowania stanowiska obserwacyjnego na skraju szosy kapitan Waszkiewicz skłonny był wierzyć, że poddał się naiwnej psychozie [...]. Jednak to, co kapitan ujrzał, rozpraszało wszelkie wątpliwości. W niewielkiej odległości przed nim formowała się kolumna jeźdźców. Każdy ruch ludzi biegnących do koni czy zajmujących miejsca w szyku świadczył o rutynie wojskowej i gruntownym przeszkoleniu kawalerzystów.

Waszkiewicz przyłożył lornetkę do oczu. Mieli nowiutkie umundurowanie. Wszyscy w [...] ostrogach, przy szablach [...]. Na piersiach – pistolety maszynowe sten lub empi. Bardzo dużo niemieckich ręcznych karabinów maszynowych.

Dla wyjaśnienia: sten to angielski pistolet maszynowy, będący w 1944 r. w uzbrojeniu oddziałów partyzanckich w południowej oraz południowo-wschodniej Polsce, a także w Warszawie, czyli tam, gdzie docierały dokonywane przez alianckie lotnictwo zrzuty broni. Posiadanie stenów miało sugerować, że oddział ten otrzymywał w 1945 r. i później zrzuty broni, co już samo w sobie było informacją absurdalną. W Białostockie nigdy w czasie okupacji niemieckiej nie dotarł żaden zrzut, było bowiem za daleko od baz alianckich we Włoszech i Anglii.

Natomiast empi to niemieckie pistolety maszynowe. Ich posiadanie miało sugerować, że otrzymane zostały od hitlerowców do walki z komunistami, bo przecież AK „stała z bronią u nogi” i „współpracowała z hitlerowcami”. W rzeczywistości nie była to broń pożądana i poszukiwana przez partyzantów, gdyż po prostu brakowało do niej amunicji, chociaż cieszyła się uznaniem wojska Polski Podziemnej jako broń niezawodna.

Nie tylko o tę broń chodziło. Według ówczesnych autorów oddziały partyzanckie mnożyły się jak grzyby po deszczu i były doskonale (czytaj: znacznie lepiej od „ludowego” WP) uzbrojone. Wielokrotnie wielu historyków komunistycznych wspomina o zdobytych moździerzach i działach artyleryjskich. Oddziały takie liczyły też czasami… 600, 800 albo i 1500 bandytów. Papier wszystko potrafił znieść, nawet największą bzdurę.

ROMANTYCY Z KRWI I KOŚCI

Z tym ponurym obrazem bandziorów bez czci i honoru, byłych agentów gestapo wydających w ręce hitlerowców najlepszych polskich patriotów, kontrastował wizerunek funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa publicznego, członków partii komunistycznej, żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, milicjantów.

Byli to patrioci – ludzie z krwi i kości, może mający wiele ludzkich wad, ale gotowi poświęcić życie w obronie „demokratycznego ustroju Państwa Polskiego”. Nie byli kryształowi, ale przecież walczyli o słuszną sprawę, musieli więc wzbudzać sympatię:

To zadanie może wykonać jedynie Tadeusz Krawczuk [...] Nikt inny, tylko on. Gdybyście mu kazali mitycznego Belzebuba przyprowadzić za rogi – uczyniłby to. Jego operacyjne wyczyny graniczą często z szaleństwem. Zawsze ociera się o śmierć [...] – reklamował podwładnego szef Wydziału do spraw Zwalczania Bandytyzmu [WUBP w Białymstoku].

Tadeusz Krawczuk miał młodzieńczą, urodziwą sylwetkę [...]. Smukła postawa, śniada twarz, czarne, kędzierzawe włosy, przenikliwy wzrok. Pierś jego zdobiły baretki odznaczeń i gwiazdki za odniesione rany [...].

- Podobno lubicie wypić i porozrabiać? – zmienił temat szef [WUBP w Białymstoku, towarzysz mjr Szysz].
- Bywa, towarzyszu majorze.
- Jak to bywa…? – major Szysz uniósł brwi.
- Front, przeżycia, młodo się przyzwyczaiłem do kieliszka [...] Teraz także o kulę nietrudno. Czasem więc człowiek się zapomni…
- Już lepiej niech tego „czasami” i tego „zapomni się” nie będzie – odrzekł z naciskiem szef
- jednym słowem, ludzki człek był ten mjr Szysz.

Po przesłuchaniu groźnego bandyty oficer śledczy UB natychmiast staje się romantyczny. Okazuje się, że żywi głębokie uczucia miłości i oddania, i to nie do partii komunistycznej, a do najzwyklejszej kobiety, chociaż może nie była ona taka zwykła, skoro wybrał ją funkcjonariusz bezpieczeństwa:

Gdy tego dnia wrześniowego wychodziłem z Wojewódzkiego Urzędu [Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie], myślałem tylko o Teresie. [...] Szedłem wolno Targową, przedłużając chwile po raz pierwszy radosnej tęsknoty. Po drodze minąłem kwiaciarnię. No tak, że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Po chwili trochę wstydliwie niosłem w dłoni wiązankę róż [...]. Moje pierwsze kwiaty dla niej [...]

Idąc za nią przez mały przedpokój, ogarnąłem spojrzeniem zgrabną, bardzo kobiecą sylwetkę. Więc jednak jest, istnieje? Krótka, urlopowa miłość nie była snem? Teresa jest – żywa, prawdziwa, to nie papierowa postać z przeczytanej powieści? [...]

Funkcjonariusz umie też kochać:

Światło nocnej lampki padało z boku na Teresę. Wpatrzyłem się w drogą mi twarz, w połyskliwe oczy, w wilgotne, nieco za pełne usta… [...]

Dwoje ramion, miękko oplecionych wokół mojej szyi, pocałunki i bezładnie szeptane, kochane słowa….
Jak widać, byli to ludzie z krwi i kości, jak każdy z nas.

„OTUMANIONE” SPOŁECZEŃSTWO

Oczywiście opis sytuacji byłby niepełny, gdybyśmy pominęli społeczeństwo. Zgodnie z obecnymi w każdej książce z tego okresu tezami propagandy komunistycznej, ludność początkowo była otumaniona przez reakcję, ale po jakimś czasie, po ujrzeniu rzeczywistych, jak najbardziej uczciwych intencji nowej władzy, przestawała popierać bandy, udzielając całkowitego poparcia PPR.

Ale na początku ciemnych chłopów trzeba było uświadomić, co nie było łatwe. Przekonał się o tym dowódca batalionu KBW kpt. Waszkiewicz, którego oddział rozlokowany gdzieś w województwie białostockim, był samotną wyspą „w morzu band i siepaczy”.

„Jedni chcą sprzedać Polskę na zachód, drudzy na wschód. I o to się rżną! I o to niewinna polska krew się leje” – wyjaśnił zniechęcony gospodarz, u którego zatrzymał się kpt. Waszkiewicz. Widząc wahanie się chłopa, ośmielony kapitan KBW poczuł chęć spełnienia misji nawrócenia niewiernego:

Czy zastanawiał się pan nad niektórymi drobnostkami? Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego każe rozdać ziemię obszarniczą chłopom. Jeżeli chłop otrzyma ziemię, to największe z tego korzyści będzie miał kto? Sowieci, nieprawdaż? Dalej: jeśli w Polsce zostaną przywrócone wszystkie swobody demokratyczne, jak zapowiada PKWN, jeśli panować będzie wolność organizacji politycznych, zawodowych, prasy, sumienia i tak dalej – to, rzecz jasna, również najwięcej z tego skorzystają Sowieci. Czyż nie tak? W tej chwili przeprowadza się reformę rolną. Chłop dostaje ziemię, staje się jej prawowitym gospodarzem [...] Są to fakty spotykane na co dzień. A robi się to dlatego przede wszystkim, żeby Polskę sprzedać Rosji. Nie? Nie wiem, czy zauważa pan te drobnostki. Czy jest pan zupełnie pewny, że to wszystko to forma sprzedaży Polski Sowietom? [...]
- Puste słowa i nic więcej – odrzekł po namyśle Bachra.
- [...] Wobec tego niech pan będzie łaskaw wskazać mi jakikolwiek dokument tego drugiego rządu, tego, co to chce Polskę sprzedać na zachód, który by zawierał taki bogaty program polityczno-społeczny czy gospodarczy! Dobra! Połowę tego programu!
Waszkiewicz przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy [...] i nagle zrozumiał, że wszystko, co tu zostało powiedziane, trafiło w próżnię [...].

Jak widać, by uprawdopodobnić ten czarny obraz podziemia, autorzy przytoczonych słów gotowi byli przyznać, że „bandytów” popierała część społeczeństwa. Oczywiście ludzie ci mogli znaleźć się wśród popierających „bandę” tylko w wyniku otumanienia przez „reakcyjną propagandę”, jednak gdy tylko uzyskali możliwość poznania prawdy z ust przedstawicieli najlepszego ustroju, natychmiast przechodzili na stronę komunistów.

„CZARNA LEGENDA” DZISIAJ

Czy „czarna legenda” powojennego podziemia niepodległościowego jest jeszcze żywa? Jestem przekonany, że tak. Mimo upływu wielu lat od chwili odzyskania niepodległości, podręczniki szkolne nadal nie zawierają niemal żadnych informacji o bohaterach walk z sowieckim okupantem i ludźmi tworzącymi struktury komunistycznej władzy. Szkoły nie noszą imion bohaterskich żołnierzy WiN i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, a takich wówczas nie brakowało. Nowym ulicom w miastach nie nadaje się ich nazwisk, przeciwnie: próby przywracania żołnierzy powojennego podziemia społecznej pamięci spotykają się z gwałtownymi atakami, tak jak miało to miejsce wielokrotnie nawet w polskim parlamencie. I nie może to dziwić, skoro sam Jacek Kuroń, jeden z najbardziej znanych w PRL opozycjonistów, człowiek o niewątpliwych zasługach w rozmontowaniu systemu komunistycznego, mógł w wolnej Polsce napisać takie słowa o podhalańskim bohaterze „Ogniu”: "najpierw należał do AK, potem założył własną bandę. [...] Niesłychanie długo terroryzował Podhale. Otóż „Ogniowi” co pewien czas podobała się jakaś dziewczyna, więc brał z nią ślub. Czy zawierał małżeństwa w kościele, pod bronią, czy zmuszając księży do udzielania mu kolejnych ślubów, czy obywał się bez kościoła, nieważne, fakt, że wesela robił najhuczniejsze na świecie. Przy tej okazji rozwalał czerwonych i Żydów. Właśnie w Rabce odbywał się taki ślub. „Ogień” naprzód wydał wódę, potem kazał wypuścić ją w rynsztoki, podpalił gorzelnię i w świetle pożaru pędził w olbrzymim kuligu z tą swoją nowo poślubioną żoną.". Swą opinię o powojennym podziemiu niepodległościowym Kuroń podtrzymał w następnych publikacjach. W 1998 r. przedstawił następującą analizę sytuacji w konspiracji: "W 1945 r. oddziały partyzanckie [...] bały się, że zostaną wykryte i rozbite przez Sowietów. Więc rabowano chłopów. Ruszył proces wyradzania się partyzantki w bandytyzm. Od chwili rozwiązania AK [czyli od stycznia 1945 r.] coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową od grupy niepodległościowej.". I dziś w niektórych polskich środowiskach, także uniwersyteckich, historycy, którzy uczciwie zajmują się historią antykomunistycznego podziemia, są oskarżani o stronniczość przez strojących się w piórka „niezależnych naukowców” – funkcjonariuszy dawnego aparatu propagandy czy zgoła bezpieczeństwa. I nie jest jeszcze najgorzej, jeśli bohaterowie powojennego podziemia niepodległościowego mogą liczyć na uznanie ich racji za równoważne z racjami „drugiej strony”. Często jednak nawet takiej szansy nie mają.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że „czarna legenda” powojennego podziemia niepodległościowego trwa nadal.
_________________
Brutal Fans Hooligans - Glinik Gorlice ... :)
[Profil] [PM]
 
 
Dziekan
MDMA

Dołączył: 05 Paź 2004
Wysłany: Pon Gru 02, 2013 01:53   

Poszukuje osoby, która ma dostęp do archiwów IPN i zbiorów historii AK. Szukam informacji na temat mojego nieżyjącego już dziadka. Członka podziemia AK, po wojnie więzionego i poszukiwanego przez aparat bezpieczeństwa.Proszę o priv.
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
xXkosiarzXx


Dołączył: 02 Lip 2012
Wysłany: Sro Sty 08, 2014 14:58   

Witam ! Mam pytanie dot. Polski Podziemnej, a dokładnie ks. Władysława Gurgacza, zwanego Kapelanem Wyklętym. Jestem w szkole średniej i piszę konkurs na temat Żołnierzy Wyklętych (mogę wybrać dowolną postać bądź całościowo) i mam pytanie czy ks. Gurgacz może być zaliczany właśnie do grona Wyklętych? Bo naprawdę ciekawi mnie Jego historia i sam fakt, że część Jego działalności odbywała się na naszych ziemiach.
Piszę tutaj bo wiem że znajde tu sporo mądrzejszych od siebie i bardziej obeznanych z tematem :)
Z góry wielkie dzięki dla pomocnych !!! ;)
_________________
Biała flaga, czarna wstęga,
Biało-Czarni to potęga !
[Profil] [PM]
 
 
wborzecki@gmail.com

Dołączył: 29 Kwi 2009
Wysłany: Sro Sty 08, 2014 16:09   

TAK JEST ZALICZANY DO TEGO GRONA :-)
POWIEM WIĘCEJ: JEST JEGO IKONĄ.
W 2014 r. Msza św. w intencji Ks. Władysława Gurgacza odbędzie się 6 wrześniaa na 14 września planowane jest odsłonięcie pomnika ks. Władysława Gurgacza w Galerii Wielkich Polaków XX wieku w patriotycznym Parku Jordana w Krakowie ( obok pomnika “inki’ – Danuty Siedzikówny )
_________________
"SĄ W TYM KRAJU LUDZIE,KTÓRZY NIE POTĘPIAJĄ JUDASZA ZA TO,ŻE ZDRADZIŁ
ALE ZA TO, ŻE TAK MAŁO WZIĄŁ"Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
[Profil] [PM] [E-mail]
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum kibiców Sandecji Strona Główna » Archiwum » Sekcja Turystyczno - Historyczna » Podziemie Niepodległościowe 1944-1956
[ ZAMKNIĘTY ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Sandecja.org Theme zaprojektowane przez: netSuit.pl
 
Strona wygenerowana w 0.48 sekundy. Zapytań do SQL: 25