|
|
|
Spadł Panu kamień z serca po meczu z Arką?
- Na pewno. Przegrane spotkanie z Wisłą Płock wywołało u mnie, nie tylko zresztą u mnie, bo i u wszystkich chłopaków, cholernego kaca, na którego lekarstwem mogła być tylko wygrana z Arką. No i doczekałem się tej wygranej. Ma ono dodatkowy wymiar: buduje psychikę zawodników i jest tym cenniejsze, że odniesione zostało nad jednym z głównych kandydatów do ekstraklasy. Poza tym rozmiary wiktorii przerosły nasze oczekiwania. Ale spokojnie, nie podniecajmy się zbytnio, jedna jaskółka wiosny wszak nie czyni.
Niedzielny mecz miał swych bohaterów: należeli do nich z pewnością autor trzech goli Arek Aleksander i bramkarz Marek Kozioł. Z dobrej strony zaprezentowali się jednak również młodzieżowiec Patryk Jędrzejowski oraz grający po raz pierwszy w Sandecji Serb Milan Durić. |
|
- Cały zespół spisał się tak, jak tego od niego oczekiwałem. Nie było w nim słabych punktów, wszyscy zawodnicy zasłużyli na pochwałę. Słowa wdzięczności kieruję także pod adresem sądeckich kibiców, którzy niezrażeni słabszym meczem z Wisłą tak licznie zgromadzili się na trybunach. Przy ich dopingu łatwiej przyszło nam sięgnąć po sukces.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Durićiu. Po spełnieniu formalnych wymogów, ten najlepszy w poprzednim sezonie cudzoziemiec w ekstralidze macedońskiej doczekał się wreszcie debiutu w biało-czarnych barwach i trzeba przyznać, że z miejsca zaskarbił sobie sympatię miejscowej publiczności.
- Owszem, zaliczył dobre zawody, ale we wcześniejszych grach kontrolnych prezentował się jeszcze lepiej. Stać go więc na dużo więcej. Myślę, że z każdym kolejnym meczem, gdy zacznie czuć tę naszą pierwszą ligę, będzie spisywał się na miarę swych niemałych możliwości.
W jaki sposób się Pan z nim porozumiewa?
- Rozmawiamy trochę po angielsku, trochę po polsku, w trudniejszych przypadkach wspiera nas rodak Milana Petar Borovićanin. Nie ma więc żadnych kłopotów z komunikacją.
Odnoszę wrażenie, że Milan jest typem samotnika. Nie grozi mu alienacja z grupy?
- Jeśli sam nie wejdzie w tę grupę, to rzeczywiście może mieć niejakie kłopoty z aklimatyzacją. Ale raczej się tego nie obawiam. Zaczyna bratać się z kolegami, którzy z całą pewnością nie pozwolą mu, żeby stał z boku.
Czerwona kartka ujrzana przez Marcina Dymkowskiego eliminuje go z udziału w spotkaniu z Polonią Bytom. Kto go zastąpi na odpowiedzialnej przecież pozycji środkowego obrońcy?
- Z tym nie powinno być kłopotów. Do dyspozycji mam przecież Tomka Midzierskiego, Sebastiana Fehnera, na stoperze zagrać może także Łukasz Derbich. Absencja Marcina martwi mnie bardziej z tego względu, że każdy kolejny mecz miał być dla niego okazją o zgrywania się z partnerami z formacji defensywnej. Jedna na to szansa została zaprzepaszczona.
Czy odniesiony w potyczce z Arką uraz Jano Frohlicha to poważna sprawa?
- Jano ma mocno zbite kolano. Istnieje jednak nadzieja, że do soboty zdąży się wykurować.
Dobrze, że te kłopoty z linią obrony poprzedzają konfrontację z nienajsilniejszym rywalem. Polonia to co prawda spadkowicz z ekstraklasy, ale w trzech pierwszych meczach rundy jesiennej nie zdobyła jeszcze ani jednego punktu i zamyka pierwszoligową tabelę.
- Mimo tego nie wolno nam jej zlekceważyć. To naprawdę interesujący zespół, a z tego co słyszałem, to w ostatniej potyczce z Piastem Gliwice nie zasłużył na porażkę. Co tydzień wzmacniają go nowi zawodnicy, a to Anglik Sinclair, a to były gracz Polonii Warszawa Mąka. Obawiam się, że mocno będziemy musieli się napracować, by w sobotę sięgnąć po pełną pulę.
Czy zdecydował się Pan już na wybór człowieka, który zastąpiłby Piotra Banię na stanowisku II trenera?
- Prowadzę rozmowy z pewnym młodym, trzydziestoletnim szkoleniowcem z Pomorza. Najpóźniej do środy ma się określić, czy chce przenieść się do Nowego Sącza. Jeśli odpowiedź będzie na "nie", to do końca rundy jesiennej sztab szkoleniowy pozostanie bez uzupełnień.
autor: Daniel Weimer, Dziennik Polski |
|
 |