| | |
Narzekania na pracę sędziego dominowały w obozie sądeczan po zakończeniu derbowego starcia w Stróżach. Pretensje gości są w pewnym sensie uzasadnione. Arbiter wydał kilka krzywdzących ich decyzji.
Podyktowanie, zmarnowanego jednak przez Krzysztofa Markowskiego, rzutu karnego zakrawało na kpinę. Także relegowanie z boiska jeszcze w pierwszej połowie Bartosza Wiśniewskiego wzbudziło sporo emocji. W drugiej części zawodów, gdy sędzia nie zareagował na faul któregoś z graczy miejscowych na Mateuszu Niechciale, trenerowi Sandecji Robertowi Moskalowi puściły nerwy. Wykrzyczał arbitrowi Erwinowi Paterkowi z Lublina, co sądzi o jego pracy, za co odesłany został na trybuny. Później, wchodząc na konferencję prasową, już na progu głośno pytał, czy na sali znajduje się sędzia, delegat PZPN lub obserwator spotkania. Skierował następnie do piłkarskiej centrali oświadczenie, w którym stwierdził, że nie powiodą się jej działania zmierzające do zdegradowania Sandecji z I ligi. Ano, zobaczymy. | | Moskal przyznał jednak, że głównymi sprawcami porażki byli sami piłkarze. Po upływie kwadransa prowadzili przecież 2:0, by we frajerski sposób roztrwonić ten dorobek i ulec 2:3.
- Mieliśmy dwie kolejne "setki". Arek Aleksander i Darek Gawęcki powinni byli je wykorzystać. Przeciwnik by się już nie podniósł. Przed ogromną szansą na początku drugiej połowy stanął ponadto Kamil Majkowski, ale w sytuacji sam na sam trafił w nogi bramkarza. Grając w dziesiątkę, daliśmy się zepchnąć do zbyt głębokiej defensywy, rywal nas zdominował - podsumował szkoleniowiec.
Zapytany, czy patrząc na wynik meczu, posłałby do boju ten sam skład, Moskal odparł, że właściwie żaden z graczy go nie zawiódł. - Wystawiłbym też Jano Frohlicha, wokół którego narobiło się ostatnio sporo szumu - zapewnił. - To nadal wiodąca postać w zespole. Jego pozycja jest niepodważalna. A dopóki nie ma żadnej decyzji o odsunięciu go od piłki nożnej, nie widzę powodów, bym miał nie korzystać z jego usług.
Rozeźlonemu Moskalowi humor poprawiły dopiero wieści napływające ze stadionów, na których walczyły zespoły rywalizujące z Sandecją o zachowanie pierwszoligowego bytu. Porażki Wisły Płock i GKS Katowice sprawiły, że w dolnych rejonach tabeli nic się nie zmieniło.
- Wystarczy, że wygramy jeden z dwóch pozostałych do zakończenia sezonu meczów, by odetchnąć pełną piersią - mówi trener biało-czarnych. - Najlepiej, żeby stało się to już w tę niedzielę.
Tego dnia Sandecja podejmie na swym terenie Bogdankę Łęczna, a w ostatniej kolejce, także w Nowym Sączu, zmierzy się z GKS Katowice.
Zgoła odmienne nastroje panowały w środowy wieczór w ekipie Kolejarza. Trener Przemysław Cecherz tryskał humorem. Niechętnie jednak mówił o szansie na włączenie się do walki o ekstraklasę, jaką przed Kolejarzem otworzyły porażki Termaliki Nieciecza i Pogoni Szczecin.
- I tak uczyniliśmy więcej, niż ktokolwiek mógł oczekiwać. To najlepszy sezon w historii klubu i nie podniecamy się zbytnio. Owszem, terminarz nam sprzyja (podopieczni Cecherza jadą do Niecieczy, a na zakończenie zagrają w Stróżach z Olimpią Elbląg - przyp. DW) i oczywiście postaramy się obydwa te mecze wygrać. A co dadzą te ewentualne zwycięstwa, wkrótce się przekonamy - tonował szkoleniowiec.
Komentując potyczkę z Sandecją, stwierdził: - Z uwagi na kartki nie mogli zagrać Darek Walęciak i Witek Cichy. Obrona wystąpiła zatem w eksperymentalnym ustawieniu i przydarzyło jej się kilka wpadek. Zaczęliśmy bardzo źle i nie ukrywam, że początkowo zły byłem na swych podopiecznych. Zbyt łatwo daliśmy sobie strzelić dwie bramki, co nie pozwoliło nam złapać właściwego rytmu. Bramka "do szatni" dodała nam trochę otuchy, ale przecież wynik był wciąż dla nas niekorzystny.
Cecherz nie chciał zdradzić, jakich argumentów użył, by skłonić piłkarzy do bardziej agresywnej postawy. - Słowa, które zostały wypowiedziane, po prostu nie nadają się do cytowania ich w mediach - śmiał się trener. - Ważne, że trafiły do chłopaków. Graliśmy w liczebnej przewadze, wiedziałem, że na śliskim, trudnym terenie zmęczenie rywali musi się uwidocznić. I nie myliłem się. Myślę, że zasłużyliśmy na trzy punkty, chociaż podkreślam, że Sandecja okazała się bardzo groźnym zespołem. Przegrała, ale jestem przekonany, że z pierwszej ligi nie spadnie. Udowodniliśmy, że w tym sezonie jesteśmy najlepszą drużyną w regionie nowosądeckim.
Pilnym obserwatorem zawodów był Zbigniew Stępniowski, były prezes OZPN w Nowym Sączu, obecnie przewodniczący Komisji Piłki Młodzieżowej w Małopolskim Związku Piłki Nożnej. Zwycięstwo gospodarzy przepowiedział w momencie, kiedy Sandecja straciła pierwszego gola.- Będzie 4:2 dla Kolejarza. Sądeczanie nie są już w stanie zrobić "sztycha" - mówił działacz i bardzo niewiele się pomylił.
Po zakończeniu meczu Stępniowski przyznał, że spotkanie stało na dobrym poziomie. Zaznaczył, iż najważniejsze jest to, że odbyło się ono bez pozasportowych układów.
autor: Daniel Weimer, Dziennik Polski | |  |
|