|
|
|
- Zadomowił się już Pan w Nowym Sączu?
- Czuję się tutaj coraz pewniej, chociaż na bliższe poznanie miasta nie miałem jeszcze czasu. Trenujemy dwa razy dziennie, toczymy spotkania kontrolne. Na inne sprawy po prostu brakuje czasu.
- Pańskie przenosiny do Sandecji były dla jej kibiców ogromnym, za to przyjemnym zaskoczeniem. Nie miał Pan ofert z możniejszych, ekstraklasowych klubów?
- Po rozwiązaniu umowy z Lechią Gdańsk stałem się zawodnikiem wolnym, dysponującym swą kartą zawodniczą. Owszem, zgłosili się ewentualni kontrahenci, konkretnych propozycji jednak nie usłyszałem.
- Duży wpływ na Pana transfer do Sandecji miał podobno jej ówczesny trener Janusz Świerad.
- Potwierdzam. Z Januszem znamy się jeszcze z czasów, gdy występowałem w krakowskiej Wiśle. Janusz był jej podstawowym zawodnikiem, ja usiłowałem przebić się do składu. Bardzo mi wówczas pomógł, otoczył życzliwą opieką. Nie wypadało mu więc teraz odmawiać. |
|
- Nie obawia się Pan, że może wkrótce pożałować tej decyzji o przenosinach?
- Ryzyko zawsze istnieje. Gruntownie z żoną przeanalizowaliśmy ofertę Sandecji, by podjąć decyzję na "tak". Myślę, że dokonałem właściwego wyboru. Do rundy wiosennej zespół przystąpi w znacząco odmienionym, właściwie nowym składzie. Dołączyli do niego znani zawodnicy o sporym futbolowym potencjale. Trener Mirosław Hajdo to świetny fachowiec. Uważam więc, że nie powinniśmy mieć większych kłopotów z zagwarantowaniem sobie ligowego bytu. Najlepiej byłoby już na starcie zdobyć kilka punktów, by później móc spokojnie kontrolować sytuację.
- Łatwo powiedzieć. Przecież na "dzień dobry" czekają was potyczki z ekstraklasowymi aspirantami.
- Z tego, co się orientuję, to w naszej lidze każdy może wygrać z każdym. Nie jest więc nigdzie powiedziane, że punktów nie przywieziemy z Bydgoszczy czy Świnoujścia. Bardzo starannie przygotowujemy się do drugiej części sezonu i mam nadzieję, że znajdzie to przełożenie na naszą postawę w meczach o mistrzowskie punkty.
- Będzie Pan w Sandecji niekwestionowanym liderem zespołu. Czuje się Pan na siłach, by sprostać tej roli?
- Piłka nożna jest grą zespołową, na wynik pracuje więc jedenastu graczy. Ale zgadzam się, że każda grupa powinna mieć swojego przywódcę. Przez lata występów nabyłem wielu futbolowych doświadczeń i myślę, że potrafię poderwać chłopaków do walki.
- W Sączu nie powinien się Pan czuć obco. Spotkał Pan tu wszak ludzi, z którymi kopał piłkę w Cracovii.
- To prawda. Z radością odświeżyłem znajomości z Marcinami Makuchem i Cabajem. Na dodatek kierownikiem drużyny jest Piotrek Bania. Już nie pamiętam, jak wiele goli strzelił z moich podań.
- Kibice Sandecji i Cracovii są ze sobą zaprzyjaźnieni. Czy kiedy Panu przyjdzie wystąpić przeciwko "Pasom" w meczu ligowym, będzie miał Pan rozdarte serce?
- Wiem o sympatii, jaką darzą się fani obydwu klubów. Owszem, mam wielki sentyment do Cracovii, ale jestem profesjonalistą. Zawsze szanuję swojego aktualnego pracodawcę, uczynię więc wszystko, by nie zawieść jego zaufania.
autor: Daniel Weimer, Dzienik Polski |
|
 |