|
|
|
Blask luksów zwabił do Nowego Sącza wiele znanych postaci z futbolowego środowiska (na trybunach zasiedli m.in. prezesi poszczególnych związków okręgowych z całej Polski, uczestniczący w odbywającym się w nieodległej Muszynie sympozjum na temat piłkarstwa amatorskiego). Wśród gości znaleźli się też byli trenerzy Sandecji: Ireneusz Adamus, Jarosław Araszkiewicz i Dariusz Wójtowicz. Nawiasem mówiąc: szkoda, że nie zostali na stadionie oficjalnie przywitani.
Wszyscy podkreślali, że postawa i styl prezentowany przez ich byłą drużynę przypadły im do gustu, zaznaczając, że w sobotę dotknęła ją niesprawiedliwość. |
|
- Szczególnie w drugiej połowie gospodarze zdecydowanie dominowali na boisku i co najmniej jedna bramka należała im się jak psu kość - dowodził Adamus. - Głowy sobie uciąć nie dam, wydaje mi się jednak, że gol dla gości padł po rzucie rożnym, którego po prostu nie było. Widać jednak, że ten zespół stać jest na wiele. Na miejscu kibiców nie przejmowałbym się specjalnie tą porażką. Sandecji potrzebne jest jedno zwycięstwo. O następne będzie już łatwiej. Jeśli chodzi o poszczególnych piłkarzy, to spodobał mi się szczególnie bramkarz Marek Kozioł. Ten chłopak ma papiery na granie.
W podobnym tonie o grze Sandecji wypowiadał się Dariusz Wójtowicz, który wprowadził ją do I ligi, a jutro odbierze nagrodę za zwycięstwo w kategorii "najlepszy trener" w plebiscycie "Dziennika Polskiego" na najpopularniejszych sportowców i szkoleniowców regionu w 2010 r.
- Wyraźnie widoczny był brak w szeregach sądeczan Marcina Makucha i Darka Gawęckiego - zauważył Wójtowicz. - Prowadząc Sandecję, w ciemno stawiałem na tych graczy i nigdy mnie nie zawiedli. Kiedy wrócą do zespołu, powinni odmienić jego oblicze. Przyjdą tez zwycięstwa. Warunek jest jeden: należy wystrzegać się podobnych do dzisiejszego błędów w obronie.
Najmniej rozmowny okazał się Jarosław Araszkiewicz. - Żal mi chłopaków - skwitował były gracz poznańskiego Lecha.
Źródło: Daniel Weimer, Dziennik Polski |
|
 |